Od początku III Rzeczpospolitej żyjemy w warunkach mniej lub bardziej gorącej wojny kulturowej. Chodzi w wielkim skrócie o spór o wartości, ideę państwa i społeczeństwa, stosunek do tradycji i modernizacji. W wydanej w 1991 r. książce „Culture Wars. The Struggle to Define America” socjolog James Davison Hunter (podobnie jak wcześniej Daniel Bell w „Kulturowych sprzecznościach kapitalizmu”) uznał, że ta wojna wręcz nabiera ostrości i absorbuje coraz to nowe obszary społecznej aktywności. Zdaniem Huntera współczesną Amerykę polaryzują kwestie aborcji, prawo do posiadania broni, globalne ocieplenie, imigracja, rozdział Kościoła od państwa, dekryminalizacja narkotyków, prawa LGBT oraz cenzura. Brzmi znajomo, nieprawdaż?
Ta wojna jest kulturowa, ponieważ jej pole nie ogranicza się bynajmniej do wąsko pojmowanej polityki, ale obejmuje także, a właściwie przede wszystkim moralność i kulturę. Jej przebieg zdaje się szczególnie ostry w obszarze kultury popularnej, czego intensywnie doświadcza choćby współczesna Ameryka.
Mimo że Polskę dzieli od Ameryki tak wiele, to akurat zagadnienie wojny kulturowej okazuje się zaskakująco podobne w swojej specyfice, zwłaszcza tej toczonej w popkulturze. I w Polsce przecież walczy się na filmy („Pokłosie” czy „Ida” kontra „Smoleńsk” i „Historia Roja”) oraz piosenki. Szczególnie ciekawie przedstawia się ta sytuacja w piosenkach właśnie, pewnie dlatego, że muzyka popularna tak łatwo potrafi stać się ideologiczną amunicją.
Mapa muzycznych upodobań
Trzeba od razu zaznaczyć, że autorzy piosenek zawsze mieli skłonność do komentowania bieżącej rzeczywistości, czego dowodem może być przedwojenna i ta przypadająca na czasy PRL twórczość kabaretowa, liczne przykłady z obszaru kultury studenckiej, pieśni bardów towarzyszących opozycji z lat 70.