SŁAWOMIR MIZERSKI: – Jest pan z wilkami w stałym roboczym kontakcie?
ROBERT W. MYSŁAJEK: – Tak, choćby dlatego, że łapię je do badań telemetrycznych. A w styczniu uwalnialiśmy jednego biedaka uwięzionego we wnykach w Puszczy Rzeplińskiej. Studiowałem leśnictwo i biologię molekularną, więc łączę dwa różne sposoby badania wilków – w laboratorium poprzez badania genetyczne i w lesie poprzez kontakt z żywymi osobnikami. Tymi metodami uzyskujemy zupełnie inne informacje.
Bardzo trzeba się napracować, żeby stanąć z wilkiem oko w oko?
Oj tak. Tyle że ja nie zajmuję się behawiorem tych zwierząt, ale ekologią. Dla mnie istotne jest, żeby znaleźć ślady i dotrzeć po nich do miejsca, w którym wilk coś upolował. Biorę np. wymazówkę DNA z upolowanego jelenia, żeby dowiedzieć się, co to konkretnie za wilk był. Nie muszę go widzieć. Zresztą gdybym go spotkał, byłoby to spotkanie tak krótkotrwałe, że nie dowiedziałbym się z niego niczego oprócz tego, że ma ładny wyraz pyska i bursztynowe oczy. Oczywiście kiedy ktoś pójdzie do lasu na grzyby, wilka zazwyczaj w ogóle nie zobaczy, nie zwróci też uwagi na charakterystyczne ślady jego obecności.
Miałem spytać, jakie uczucie towarzyszy takiemu spotkaniu, ale widzę, że mało w tym mistyki.
Za każdym razem jest przede wszystkim uczucie niedosytu. Człowiek by chciał mieć głębokie interakcje z dziką przyrodą, ale w przypadku wilków to trudne, bo szybko uciekają. Chociaż jeśli uwalniam wilka z pułapki zastawionej przez kłusowników i muszę dokładnie zbadać stan jego zdrowia, mam z nim bliski, długotrwały kontakt.
Skąd pan wie, gdzie szukać wilków?
Na przykład stąd, że zakładam fotopułapki i mam dokumentację zdjęciową.
Do książek, z których można wyczytać, gdzie wilki są, a gdzie nie ma, pan nie zagląda?