Rozmowa z mamą była bardzo krótka. Toczyła się 4 sierpnia 1944 r. w mieszkaniu na Nowym Świecie, nad kawiarnią Bliklego, gdzie pani Hryniewiczowa zamieszkała z synami po przyjeździe z Wilna. Bohdan miał 13 lat – niezbyt pilny uczeń, pędziwiatr; Andrzej 14 – prymus, płynnie mówiący w kilku językach, natura refleksyjna. Młodszy wykrzyczał od progu, że jeżeli matka się nie zgodzi – uciekną. Milczała, miała łzy w oczach. Słychać było tylko ich pieska, który szczekał i skakał z uciechy.
Potem mama spakowała chłopcom tobołki z jedzeniem. Zabrali ze sobą wiatrówki, szczoteczki do zębów, majtki i skarpetki. Bohdan wydobył wojskowy chlebak, nałożył pas – stylizowany na oficerski – oraz furażerkę wileńskich strzelców konnych, prezent od ulubionego wujka Karola.
Janina Hryniewicz odprowadziła synów do powstania. Na ul. Boduena, w kwaterze Pierwszego Oddziału Szturmowego Korpusu Bezpieczeństwa AK, potwierdziła swoją zgodę porucznikowi „Nałęczowi”: „Wiem, że nie zdołam utrzymać ich w domu”. Na do widzenia jedynie szybkie przytulenie. Dzisiaj Bohdan Hryniewicz mówi, że mama nie mogła zachować się inaczej. Wiedziała, że mają wojsko w genach – w tej rodzinie w każdym pokoleniu byli żołnierze.
Przed Warszawą
W maju 2019 r. Bohdan „Chester” Hryniewicz, obywatel amerykański, przedsiębiorca, emerytowany inżynier budownictwa lądowego, przyjeżdża z Florydy w odwiedziny do córki w Londynie. Krząta się po typowo angielskim, szeregowym domku z ogródkiem. Jego życie od dzieciństwa było wielką podróżą. Kiedy kupili ze wspólnikami z firmy patent na system hydrauliczny – dzisiaj wykorzystywany m.in. w toaletach samolotów pasażerskich – promował i sprzedawał wynalazek po świecie. Mieszkał w Wilnie, na polskich wsiach, w Szczecinie, w Niemczech, w Anglii, Ameryce, Puerto Rico i Szwecji.