Lista morskich, lotniczych i lądowych wypadków, za które odpowiada mgła, jest długa. W Polsce za najbardziej tragiczne zdarzenie w naszej najnowszej historii uważa się katastrofę prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku.
Nad lądem
Mgła pojawiła się tuż po wschodzie słońca, zgęstniała błyskawicznie, po czym rozpłynęła się bez śladu po kilku godzinach. Tego rodzaju mgły zwane radiacyjnymi są doskonale znane meteorologom. Mechanizm ich powstawania został wielokrotnie opisany. Paradoksalnie pojawiają się zwykle podczas wyżowej pogody, czyli wtedy, gdy niebo przez większość doby jest bezchmurne.
Klin wyżowy nad Smoleńskiem rozsiadł się dzień wcześniej – było pogodnie, choć zarazem osiadające nad gruntem powietrze zawierało dużo pary wodnej. Podczas bezchmurnej nocy, która nastała po słonecznym dniu, temperatura powietrza szybko spadła. Była to konsekwencja wychłodzenia się gruntu w wyniku utraty dużych ilości ciepła w formie promieniowania podczerwonego. Nawet nieduże zachmurzenie znacznie ograniczyłoby ten proces, ponieważ chmury zatrzymałyby ucieczkę ciepła i znaczną jego część oddały ponownie Ziemi. Tym razem jednak tak się nie stało. Feralnego ranka temperatura spadła do zaledwie 1 st. C i zmusiła powietrze do oddania nadwyżek wilgoci. A tej, niestety, było bardzo dużo, bo na północ od Smoleńska, tam gdzie znajduje się lotnisko wojskowe Siewiernyj, na którym miał wylądować prezydencki Tu-154, sporo jest bagien i torfowisk. Obecność takich podmokłości zwiększa wilgotność powietrza, a zatem także – gęstość mgły. Tam gdzie teren jest suchy, może ona być znacznie słabsza, mimo identycznych warunków meteorologicznych.
Z tego m.in. powodu tak trudno jest dokładnie prognozować, gdzie i kiedy pojawi się mgła oraz jak będzie gęsta.