23 czerwca w Operze Narodowej baryton Artur Ruciński, laureat Paszportu POLITYKI za rok 2008, świętował 20-lecie swego debiutu na tej scenie, którym była rola Oniegina w operze Piotra Czajkowskiego, w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Na koncert jubileuszowy zaprosił zaprzyjaźnioną sopranistkę Pretty Yende, gwiazdę międzynarodowych scen – jak on sam.
Kiedy wręczaliśmy mu Paszport (był pierwszym i jedynym laureatem, który w tej okoliczności zamiast powiedzieć parę słów – zaśpiewał), uzasadnialiśmy to tak: „Za zapadające w pamięć kreacje sceniczne. Za konsekwentne budowanie kariery, co nieczęste, w Polsce i podnoszenie tym samym poziomu spektakli na naszych scenach operowych”. W popaszportowym wywiadzie (POLITYKA nr 9/09) powiedział: „Ja postanowiłem nie wyjeżdżać od razu za granicę, bo moim priorytetem jest rodzina, tu mam też publiczność, przyjaciół. Wiem, że jest w tej chwili dobry czas, żeby pojechać w świat, ale nie muszę”.
Od tamtego czasu zmieniło się w jego życiu wszystko, i to za sprawą serii szczęśliwych przypadków. Jeszcze w tym samym 2009 r. jego kariera gwałtownie przyspieszyła. Zadebiutował w partii Oniegina na scenie berlińskiej Staatsoper pod dyrekcją Daniela Barenboima, co stało się jego pierwszym wielkim międzynarodowym sukcesem. Także w 2009 r. był Królem Rogerem w operze Karola Szymanowskiego wystawionej w Gran Teatre del Liceu w Barcelonie. Później śpiewał w operach w Hamburgu i Walencji, wracał do Berlina, a w sezonie 2011–12 pierwszy raz wystąpił za oceanem, w Los Angeles, co zaowocowało zaproszeniem do nowojorskiej Metropolitan Opera. Zadebiutował tam w 2016 r., ale dwa lata wcześniej jeszcze wydarzyły mu się inne szczęśliwe trafy: wskakując na nagłe zastępstwo w „Traviacie”, zaśpiewał po raz pierwszy w londyńskiej Covent Garden, a latem zadzwoniono do niego z festiwalu w Salzburgu, by w „Trubadurze” zastąpił Plácido Domingo (który próbował swych sił jako baryton, ale nie dał rady kondycyjnie).