Niezbędnik

Piękni 30-letni

Czy młodych Polaków interesuje Polska

Czy kiedykolwiek wcześniej język rodzimej inteligencji uzyskał polityczną skuteczność? Czy kiedykolwiek wcześniej język rodzimej inteligencji uzyskał polityczną skuteczność? Wojciech Kryński / Forum
Jedna z najgłośniejszych książek sezonu podpowiada, że Polskę z obecnego kryzysu mogą uratować tylko młodzi inteligenci. Naiwna wiara czy realistyczny plan?
Protest przeciwko zmianom w sądownictwie, Warszawa, ul. Nowy Świat, lipiec 2017 r.Stanisław Kusiak/EAST NEWS Protest przeciwko zmianom w sądownictwie, Warszawa, ul. Nowy Świat, lipiec 2017 r.

Rafał Matyja wierzy, że polską politykę – a także szerzej: polską kulturę, polską sferę publiczną – da się jeszcze uratować. Jak? Zmieniając naszą wyobraźnię, nasz język, zestaw podstawowych pojęć, które porządkują nasze myślenie. Kto miałby tego dokonać? Na pewno już nie sami politycy, ci bowiem trwają w bezproduktywnym sporze o kwestie drugo- czy wręcz trzeciorzędne. Matyja podpowiada: język mogą przeformułować ci, którzy pracują z nim na co dzień. A zatem naukowcy, dziennikarze, publicyści, artyści. Również ci, którzy język o pewnym poziomie skomplikowania potrafią zrozumieć: inżynierowie, lekarze, prawnicy. Słowem: inteligenci.

Opublikowane przez Matyję „Wyjście awaryjne” to jedna z najżywiej dyskutowanych książek sezonu. Zwykle czyta się ją jako interwencyjny komentarz do bieżącej sytuacji politycznej, zestaw porad, jak wydobyć się z aktualnego kryzysu. Głos Matyi słuchany jest z uwagą czy nawet przejęciem – to przecież ktoś, kto kilkanaście lat temu wymyślił IV RP, uchodził za naczelnego ideologa obozu konserwatywnej prawicy, a dzisiaj przyznaje, że z tamtego projektu nie zostało nic, musimy więc poszukać nowych rozwiązań, nowych scenariuszy budowania skutecznego państwa. Ale „Wyjście awaryjne” to także coś więcej. Pod powierzchnią politycznej publicystyki kryje się tu marzenie o pewnym szczególnym porządku społecznym. Porządku, w którym role pierwszoplanowe grają inteligenci. W tym wymiarze książka Matyi wykorzystuje i aktualizuje jeden z najważniejszych i najbardziej trwałych motywów polskiej kultury: mit inteligenta jako duchowego przywódcy narodu.

Matyja pisze: „Sposobem istnienia państwa bez ścisłego związku z wolą władz lub przy jej braku może być prowadzona świadomie praca intelektualna ludzi, którzy z racji wykonywanego zawodu lub zainteresowań »widzą więcej« niż inni. Są oni (…) elitą percepcji, która zajmuje się zbieraniem informacji i tworzeniem wiedzy”. Innymi słowy: gdy władza okazuje się w sposób nienaprawialny zepsuta, „elita percepcji” musi zająć się produkowaniem wiedzy – w nadziei, że zmieni to warunki politycznej gry. Gromadzona przez inteligentów wiedza ma w tym projekcie przeobrażać władzę – nie natychmiast, ale w długiej perspektywie, za to skutecznie. Wizja intrygująca. Ale czy wiarygodna?

Nieobecna generacja

Można mieć dwie wątpliwości. Pierwszą podpowiada historia. Czy kiedykolwiek wcześniej język rodzimej inteligencji uzyskał polityczną skuteczność? Czy którykolwiek z wykreowanych przez inteligentów kodów faktycznie zdefiniował formę władzy? Kwestia nie jest łatwa do rozstrzygnięcia. W jakimś stopniu aktualnie rządzący czerpią siłę ze skutecznie rozpropagowanej wyobraźni politycznej. Nie byłoby Jarosława Kaczyńskiego bez jego języka, bez całej pisowskiej retoryki, bez ustanawiających osobne uniwersum pojęć kluczy w rodzaju „układu”, „wstawania z kolan”, „dobrej zmiany” czy nawet „mord zdradzieckich”. Nie ma wątpliwości, że pisowski dyskurs to inteligencki koncept zaprojektowany jako wydajny instrument sprawowania władzy. Matyi chodzi jednak o coś innego: nie o zbiór słów animujących polityczne emocje, ale o ekspercką wiedzę. Tyle że ta po transformacyjnym przełomie była skuteczna jako polityczny argument bodaj tylko raz – gdy współtworzyła zestaw uzasadnień wspierających integrację Polski z Unią Europejską. W innych przypadkach, gdy eksperci mieli wpływ na strategię państwa, kończyło się albo spektakularną klęską (reformy AWS), albo sukcesem o gorzkim posmaku (plan Balcerowicza).

W propozycji Matyi niepokoi coś jeszcze: niewyrażone wprost, lecz wpisane głęboko w logikę wywodu przekonanie, że wyprodukowana przez inteligentów ekspercka wiedza będzie wolna od politycznych afiliacji; że okaże się niejako z definicji wiedzą obiektywną, rzeczowym rozpoznaniem sytuacji, a nie wyrazem poglądów eksperta. Matyja jest w „Wyjściu awaryjnym” poznawczym pozytywistą, trwa w przekonaniu, że fachowy opis bez trudu daje się odróżnić od politycznej opinii. To postawa szlachetna, ale i naiwna. Po pierwsze, trudna do utrzymania w konfrontacji z metodologicznymi ustaleniami współczesnych nauk humanistycznych. Po drugie, budząca wątpliwości każdego, kto pamięta historię formacji inteligenckiej, jej różne zaangażowania w czasach PRL, a także po 1989 r. Inteligencja dała Polakom wówczas bardzo dużo, jednak polityczna bezstronność na pewno nie należała do jej największych zalet.

Ale nie tylko historia podpowiada, by pomysłów Matyi nie przyjmować bezkrytycznie. Jedna z podstawowych tez „Wyjścia awaryjnego” brzmi: Polska potrzebuje zmiany pokoleniowej. A szczególnie potrzebuje jej polska elita. W polityce drogi sukcesji generacyjnej zostały zatamowane już dawno temu. Wciąż, od kilkunastu lat, rządzą nami politycy w podobnym wieku, obecni 60-latkowie. Jak zauważa Matyja: „Tę blokadę widać jak na dłoni w Sejmie, gdzie średnia wieku posłów liczona bezpośrednio po wyborach wzrosła od przełomowego roku 2005 o ponad trzy lata i była najwyższa w całej historii III Rzeczpospolitej; widać ją także w Parlamencie Europejskim, gdzie posłowie z Polski tworzą jedną z najstarszych grup narodowych”. Równocześnie prawie nie ma w polityce przedstawicieli pokolenia wyżu demograficznego, urodzonych w latach 1976–85 (wśród liderów partyjnych reprezentują ich tylko Władysław Kosiniak-Kamysz i Adrian Zandberg). Z tej obserwacji Matyja wyciąga wniosek: jeśli chcemy zmienić naszą wyobraźnię polityczną, postawmy na młodych. Zwłaszcza na tych, którzy w dorosłe życie wchodzili już w wolnej Polsce, zostali wychowani i wykształceni w nowych warunkach, inaczej poznawali współczesny świat, dlatego dziś dobrze go rozumieją i potrafią mu sprostać.

Stwierdzenie, że młodzi są inni, Matyja bierze za pewnik. Myśli przy tym chyba przede wszystkim o młodych inteligentach, niezaangażowanych bezpośrednio w politykę, ale na różne sposoby z nią powiązanych – jako aktywiści organizacji pozarządowych, specjaliści think tanków, działacze ruchów miejskich, dziennikarze, komentatorzy. To właśnie ta „elita percepcji” budzi jego największe nadzieje. Ale skąd właściwie w Matyi pewność, że nowe pokolenie przychodzi z nową polityczną ideą? Skąd przeświadczenie, że młodość oznacza zmianę? To w sumie najciekawsze pytanie, z którym pozostawia czytelnika „Wyjście awaryjne”: czy rzeczywiście młoda generacja polskich inteligentów różni się zasadniczo od generacji poprzednich? A jeśli tak, to w czym?

 

Niezbędnik Inteligenta Nr 1/2018 (100133) z dnia 25.06.2018; Polska; s. 6
Oryginalny tytuł tekstu: "Piękni 30-letni"
Reklama