Jestem członkinią grupy malarzy amatorów (lub jak red. Edyta Gietka to ujmuje „panegirycznej grupy artystów ludowych o incydentalnych kontaktach ze sztuką”) z Pabianic. Oczywiste jest dla nas, że każdy autor oczekuje oddźwięku ze strony odbiorcy swojego dzieła. A artykuł „Dla J.” (POLITYKA 43) to dzieło niewątpliwe. Jest tam finezyjny sarkazm, oryginalna konstrukcja i ciekawy zabieg stylistyczny (vide Anonimowy Krytyk). Bije po oczach wstręt do serwilistów, apologetów, autorów dytyrambów na cześć pana Jarosława. I fajnie. Tylko co MY robimy w tym gronie fanatyków opanowanych obłędem? Autorka oddzieliła poświęcony nam akapit muślinową, przezroczystą i niezbyt widoczną zasłonką, co stworzyło fałszywy obraz nas, jakby siedzących okrakiem na płocie: trochę na tak, trochę na nie!
Tymczasem my wszyscy byliśmy studentami, podejmowaliśmy pracę, zakładaliśmy rodziny w przaśnym, ponurym, zdławionym PRL. I wiemy, ku czemu nas prowadzi żałosny pan Jarosław i jego pomazańcy. Ten szaleniec odebrał naszemu życiu upragnioną normalność, spokój i poczucie bezpieczeństwa, a w zamian zasiał nienawiść i kiełkujący powoli strach. To nie artykuł red. Gietki obudził w nas te refleksje. Świadomi, ale i pełni obaw tworzyliśmy projekt artystyczny naszego Nauczyciela (na stronie Fakt.pl można wysłuchać mojego czerwcowego videowywiadu, wypowiedzi złagodzonej, bo pan redaktor nie chciał spowodować ewentualnych kłopotów ze strony decydentów). „Gazeta Wyborcza” oraz inni dziennikarze rozmawiali z nami przed publikacjami i pokazali naszą prawdę.