To nie jest kraj dla pracowników. W Polsce można znaleźć niemało głosów, że tak właśnie nazywa się od lat nasz największy problem społeczny. A na problemy społeczne machać ręką nie należy. Bo trzeba pamiętać, że słaby, zalękniony i przeładowany robotą pracownik to niemal automatycznie bierny, zniechęcony i wściekły obywatel. A także konsument z cienkim portfelem. W ten prosty sposób problem z pracą staje się kapitalnym wyzwaniem politycznym i barierą ekonomiczną dla rozwoju. Stąd pomysł na zorganizowanie w ubiegłym tygodniu w siedzibie naszej redakcji debaty na ten temat.
Pretekstem do dyskusji był przygotowany na zamówienie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nowy Kodeks pracy (a właściwie dwa: indywidualny i zbiorowy). Zaproszeni przez nas goście zastanawiali się, czy może on być realnym wzmocnieniem polskiego pracownika? Czy jest szansa, że zawarte w nim pomysły (choćby domniemanie zatrudnienia na bezterminową umowę o pracę) są pierwszą od lat szansą na rozwiązanie problemu uśmieciowienia pracy w naszym kraju? Czy może jest przeciwnie. Może nowe przepisy są pełne siedzących w szczegółach diabełków, rozwiązań potencjalnie dla polskich pracowników niebezpiecznych?
Te tematy poruszyliśmy w dyskusji z przedstawicielami polskich związków zawodowych: Krzysztofem Małeckim (Forum Związków Zawodowych), Barbarą Surydykowską (Solidarność), Jakubem Grzegorczykiem (Inicjatywa Pracownicza), Andrzejem Radzikowskim (OPZZ) oraz Xavierem Wolińskim (Związek Syndykalistów Polski). Była to przy okazji próba przełamania panującego w Polsce zwyczaju, aby o gospodarce rozmawiać głównie z probiznesowymi ekspertami czy organizacjami pracodawców.
Co związki sądzą o przygotowanym przez komisję kodyfikacyjną projekcie prawa pracy? Nasza debata pokazała, że związki się go… boją.