O Polityce

Mancewicz Machcewiczem

Sprostowanie Stanisława Mancewicza

Polityka

Muszę się pożalić. W ostatnim numerze POLITYKI w rubryce Polityka i obyczaje, bodaj drugi raz występuję jako Machcewicz. Koledzy i koleżanki bardzo się ze mnie śmieją, bowiem moje machcewiczowstwo ma wieloletnią tradycję. Przez bodaj ostatnie dwie dekady wszelkie zaproszenia na bankiety, spotkania mędrców, okrągłe stoły, debaty jałowe i pożywne, na konwentykle, na rady wydziałów, spotkania z dziekanami i działaczami, na tajne narady, na przyznawanie najwyższych orderów domów panujących, doproszenia do ciał decyzyjnych, ale i liczne propozycje matrymonialne, na uroczyste erygowania i burzenia muzeów – wszystko to otrzymuję wyłącznie jako Machcewicz, a nader często jako Paweł.

Często zatem myślę o p. Machcewiczu z ogromnym żalem, że tyle go ominęło, że pewnie nie raz i nie dwa głowił się, że nie został na coś zaproszony, choć się przecież spodziewał. Z drugiej strony z wrodzonym mi sadyzmem myślę o organizatorach tych imprez, zastanawiających się, czemuż to prof. Machcewicz – choć zaproszony – nie dotarł. Obraził się? Możliwe. Niestety, nikt nie myśli – to oczywiste – o biednym Mancewiczu, który rozrywa koperty, czyta i widzi, że tyle narad, tyle bankietów, tyle okazji – nie dla niego. Z trzeciej strony nie ukrywam, zastanawiam się coraz to częściej, czy aby nadszedł już czas podjęcia próby wzięcia solidnego kredytu na nazwisko Machcewicz. Po prostu. No więc pana prof. Pawła Machcewicza nie znam niestety, widziałem go parę razy na żywo i w odruchu straszliwego lęku zawsze uciekałem, choć to wszystko przecież nie moja wina.

STANISŁAW MANCEWICZ

Polityka 32.2018 (3172) z dnia 07.08.2018; Do i od redakcji; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Mancewicz Machcewiczem"
Reklama