Ostatni numer POLITYKI i nasz okładkowy wywiad, w którym ukraińska kelnerka opisuje warunki pracy w jednym z nadmorskich kurortów nad Bałtykiem, wywołały sporą dyskusję. Jednym z jej inicjatorów był Igor Isajew, ukraiński dziennikarz mieszkający od kilkunastu lat w Polsce i zajmujący się sprawami Polski i Ukrainy. Na swoim facebookowym profilu udostępnił naszą okładkę i obszerne fragmenty wywiadu. Po lekturze wiele osób pisało, że czuły się zawstydzone i zażenowane. W komentarzach podkreślały, że jest im przykro, iż takie sytuacje spotykają mieszkających i pracujących w Polsce Ukraińców. „Pąsowiałam ze wstydu, czytając te wypowiedzi”; „Mamy chłopskie, z rodowodu, społeczeństwo, to i chłopskie maniery.”; „To jest efekt powszechnej w Polsce mentalności pańszczyźnianej. Funkcjonując na co dzień w folwarkach (przeważnie chodzi o miejsca pracy), sami później je tworzymy (czytaj odnosimy się z wyższością czy wręcz pomiatamy innymi)” – pisano. Ale wspominano też o innych sytuacjach, w których Ukraińcy są wykorzystywani. Np. poprzez bezpłatne staże w salonach kosmetycznych, w których Ukrainki wykonują pełnoetatową pracę, robią te same zabiegi, co zatrudnione kosmetyczki i manikiurzystki, pracują w tych samych godzinach. I choć na wstępie właściciel obiecuje im umowę, to po zakończeniu stażu zmienia zdanie i bierze na taki sam staż kolejną Ukrainkę.
Częstym wątkiem w komentarzach były propozycje seksualne składane ukraińskim kelnerkom czy sprzątaczkom, ale tu dyskutujący podzielili się w ocenie, i o ile jedni byli zażenowani, to inni pisali, że „wśród kelnerek tego typu propozycje to nie tylko »przywilej« Ukrainek”.