O Polityce

O raku piersi – riposta

Sprowokowała mnie wypowiedź lekarza ze Szpitala w Birmingham (dr. Zbigniewa Rudzkiego, opublikowana w poprzednim numerze POLITYKI i odnosząca się do rozmowy „Pierwsi w raku” – red.). Treść wywiadu z prof. Pieńkowskim w numerze 45 była trafna i rzetelna, nie wymagała „twardych danych”, jak to sugeruje „birminghamczyk”, bo wywiad to nie sprawozdanie epidemiologiczne. Zapaść badań przesiewowych można uznać za logiczną konsekwencję badań skandynawskich i amerykańskich. Wykazały one, że liczba raków piersi wykrytych u kobiet w badaniach przesiewowych jest porównywalna z liczbą raków wykrytych w wyniku samobadania kobiet, przy nieporównywalnie wysokim koszcie tych pierwszych i zerowym drugich. Regularne i powszechne cytologiczne badania rozmazów z szyjki macicy są bezwzględnie celowe – ich koszt jest niewielki, a skuteczność wykrycia raka we wczesnym, zerowym zaawansowaniu wysoka, co umożliwia zabieg „konizacji” (wycięcie stożka z szyjki macicy), który zapewnia wyleczenie i zachowanie płodności.

Wzburzyła mnie natomiast opinia przywołanego autora listu, cytuję: „Wykrywa się i (leczy) raki, które nieleczone pozostałyby bez konsekwencji dla (…) zdrowia pacjentki”. I dalej: „Przypadki – choć wyglądające jak rak pod mikroskopem – są klinicznie niegroźne”. To jest kompletny nonsens onkologiczny. Każdy rak zawsze jest groźny i nieleczony nieubłaganie prowadzi do śmierci. Jest bowiem groźnym „draniem”, który wprawdzie dąży do nieśmiertelności, wykorzystując jako pasożyt organizm kobiety, co powoli lub szybko prowadzi do jego wyniszczenia. W swej bezwzględności jest jednak na tyle „głupi”, że nie wie, że zgon chorej jest równoznaczny z jego śmiercią.

Polityka 47.2019 (3237) z dnia 19.11.2019; Do i od redakcji; s. 99
Reklama