Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Ewy Wilk „Władza zakłada butę” (POLITYKA 11), w którym autorka stwierdza, że: „System polityczny w Polsce od sześciu lat ścieli drogę do rozmaitych osobliwości psychologicznych”. Zgadzam się z wybrzmiewającą z tekstu tezą, że wśród ważnych postaci układu władzy znajdują się osoby, u których widać niektóre symptomy antyspołecznego zaburzenia osobowości (w niektórych systemach nazywanego osobowością dyssocjalną, potocznie takie osoby nazywa się psychopatami). Odniosłem jednak wrażenie, że autorka nie zwraca uwagi na to, że jako społeczeństwo potrzebujemy psychopatów. Omawiany typ osobowości, którego objawy nie mają jednolitego nasilenia i w mniej skrajnych przypadkach zdradzają rys, a nie zaburzenie, jest niezbędny do prawidłowego społecznego funkcjonowania.
Antyspołeczne zaburzenia osobowości nie są domeną przestępców i innych osób, z którymi nie chcielibyśmy mieć do czynienia. To typ osobowości, dla którego jednym z wielu znaków rozpoznawczych jest brak troski o własne ograniczenia i lekceważenie niebezpieczeństwa. To pozwala na niezwykle sprawne działanie w warunkach, w których emocje bywają barierą, i nie służy wyłącznie politykom, ale (prawdopodobnie) np. niektórym chirurgom (rozciąć człowieka skalpelem musi osoba, której nie zadrży ręka) czy pilotom samolotów (wolałbym, żeby operację lądowania przeprowadzał ktoś, kto nie ma wątpliwości i nie czuje lęku związanego z posadzeniem na płycie lotniska ważącej setki ton i rozpędzonej w kilkaset kilometrów na godzinę maszyny).
Typ osobowości omawiany w tekście Ewy Wilk może być wartością w polityce, zależy, w jakim celu się go wykorzystuje. Można korzystać z niego, żeby traumę kobiet zmuszonych do rodzenia wbrew ich woli użyć w niezrozumiałej partyjnej przepychance.