Temat przekopu Mierzei znam od podszewki; moja firma na zlecenie Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego weryfikowała analizę opłacalności przekopu – tę w wersji „za 880 mln zł”. To się nie spinało od samego początku. Pan profesor Luks jest ekonomistą, więc z pewnością wie, że racjonalne inwestycje podejmuje się po przeprowadzeniu rachunku ekonomicznego. W rachunku tym uwzględnia się korzyści, a także koszty społeczne i pośrednie. Czyli np. ożywienie gospodarcze regionu, wzrost ruchu turystycznego, dodatkowe zatrudnienie w porcie etc. Wszystkie te elementy były uwzględnione w analizie opłacalności, opracowanej przed podjęciem decyzji o przekopie.
Pomimo tego projekt, przy założonych 880 mln zł nakładów inwestycyjnych, był na krawędzi opłacalności. Nie wchodząc w szczegóły, osiągnięto to m.in. przyjmując bardzo optymistyczne, wręcz błędne założenia co do wzrostu ruchu turystycznego nad Zalewem Wiślanym. Po weryfikacji nakłady wzrosły do 2 mld zł – jak to wpłynęło na opłacalność przekopu, nie ma co tłumaczyć. Ale to okazuje się nieistotne, nie tylko dla polityków, ale także dla pana profesora, gdyż „narody potrzebują wyzwań i sukcesów”… No cóż, w kolejce stoi Centralny Port Komunikacyjny. Obawiam się, że i ta inwestycja nam – czyli narodowi, za nasze pieniądze – „się po prostu należy”. Ot, współczesne piramidy.
JAROSŁAW ZYSNARSKI