Przeczytałam artykuł „Popsiowa depresja” (POLITYKA 29) i przyznaję, że jestem wstrząśnięta. Wiele metod zalecanych przez wspomnianych w tekście „behawiorystów” zostało zdyskredytowanych dwie dekady temu. We wszystkich opisanych przypadkach można było postąpić lepiej i uniknąć podstawowych błędów. Gdy pies boi się człowieka, zachowujemy dystans i uczymy się podstaw psiej komunikacji. Już w latach 70. Monty Roberts mówił, jak zyskać zaufanie zwierzęcia: powoli podchodzimy, a na sygnał stresu, natychmiast się wycofujemy. Zwierzę widzi, że jest rozumiane, a człowiek stosuje się do jego próśb. To tak budujemy zaufanie.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: noc, idzie za mną nieznajomy. Boję się, skręcam w boczną uliczkę, licząc, że on pójdzie prosto. Niestety skręca za mną, a ja odkrywam, że uliczka jest ślepa. Proszę, żeby się zatrzymał, bo się boję. Co się dzieje? On się zbliża mówiąc, że nic mi nie zrobi. Czy może mnie to uspokoić? Nie, wpadnę w panikę, nie będę nawet rozumiała, co mówi. Jedyna myśl: jak przetrwać, czym się bronić. Tak właśnie czuła się Oreo, kiedy jej nowa pani siedziała przy niej z miską. A co, jeśli ów mężczyzna zatrzymałby się na moje wezwanie, zrobił trzy kroki w tył? Spostrzegłabym, że uszanował moją prośbę – mamy kontakt, jestem gotowa go wysłuchać. Tego właśnie potrzebowała Oreo: zrozumienia. Można było przetestować rzucanie jedzenia z odległości i wychodzenie z pokoju. Później można było usiąść jak najdalej i rzucać jedzenie w kierunku stołu – ale na oznaki stresu u psa, wychodzić. Z czasem Oreo zauważyłaby, że jest rozumiana i nabrałaby zaufania. Brak komunikacji to pat.
Inna historia. Czytamy: „Zeus to wymagający pies. Należy być (…) stanowczym, żeby nie próbował dominować”. (…) Tymczasem teoria dominacji jest jedną wielką bzdurą. W skrócie: powstała w wyniku obserwacji wilków trzymanych w niewoli. To tak jakby uczyć rodziców postępowania z dziećmi na bazie zachowań osadzonych w zakładach karnych. W zoo/więzieniu obowiązują inne prawa niż w stadzie, które jest przecież rodziną. Dzieci w naturalny sposób uznają przywództwo rodziców. Prawidłowo działające stado/rodzina działa w oparciu o komunikację i współpracę, a nie o metody siłowe. I dalej: „W zabawie potrafił złapać właścicieli zębami”. Prawdopodobnie wcześniej pies komunikował, że chce mieć zabawkę dla siebie. Niestety tego, co mówi zwierzę, często nie rozumiemy. Stąd nieporozumienia. I jeszcze: „Zeus nie miał wstępu do sypialni (…) dla ich bezpieczeństwa i budowania hierarchii w stadzie”. To kolejny element dawno obalonej teorii dominacji. Zwierzęta stadne sypiają razem. To buduje więź między członkami społeczności. (…)
Podobnie z historią Samby: „Mijamy 10 osób, zero reakcji. Przy 11. (…) rzuca się na człowieka”. Samba bardzo się starała, ale każdy ma swoje granice. Jedenasty człowiek był tą kroplą, która przepełniła czarę. Pies adopcyjny może się obawiać wielu rzeczy: ludzi, psów, aut, dźwięków. Gdy jest ich za dużo, wybucha. Pierwsze spacery powinny być krótkie, nastawione na poznanie psa i znalezienie czegoś, co mu pomoże (głos opiekuna, dotyk, kopanie dołów, trzymanie czegoś w pysku). Błędem jest skracanie smyczy na widok obiektu, którego pies może się bać. Powinno się obejść „straszak” po łuku i udzielić psu wsparcia.
To prawda, że psy pod wieloma względami są jak dzieci, ale zdanie: „Właściciel ma być szefem stada” budzi we mnie bunt. Opiekun (czy psa, czy dziecka) powinien być przewodnikiem, uczyć, jak radzić sobie z problemem, a nie wydawać kategoryczne rozkazy i egzekwować ich wykonywanie. I dziecko, i psa można zastraszyć, zmusić do bezmyślnego posłuszeństwa, ale obarczone jest to ryzykiem, że nagromadzone frustracje w końcu wybuchną i dojdzie do nieszczęścia.
Dziwi mnie też, że nikt nie wspomniał opiekunom o gryzakach czy zabawce typu kong? Żucie, gryzienie i lizanie w naturalny sposób uspokajają psa. Albo – dlaczego nie zalecano pracy węchowej, która działa terapeutycznie, wzmacnia psychicznie, uspokaja oraz pomaga w budowaniu silnej relacji z przewodnikiem? To też by pomogło.
NATALIA MATUSIAK, INSTRUKTORKA SZKOLENIA PSÓW