„Halina Łukowska, brygadzistka, kiedy pierwszy raz zobaczyła tę kurtkę dla Bundeswehry, przywiezioną na wzór, pomyślała: to się da uszyć. (...)
Zrządził przypadek. – Przez lata szyliśmy odzież również dla naszej armii – mówi dyrektor Andrzej Staszczyk. – Kiedy (...) pośrednik, który pracuje dla RFN, zaproponował zamówienie dla Bundeswehry, nie mieliśmy nic przeciwko temu. Byle klientowi odpowiadało jakościowo.
Jeśli chodzi o odzież dla naszej armii, to jej szycie objęte jest ścisłą tajemnicą i nie pokazuje się tego ciekawskim spoza zakładu. Tyle się już w świecie zmieniło, supermocarstwa pokazują sobie najtajniejsze helikoptery i rakiety, ale z dyrektora Staszczyka »nikt nie zdjął obowiązku dochowania tajemnicy«, jak to określa. Dlatego trwa na posterunku.
Bundeswehra jest mniej ostrożna: przysłała pierwowzór i szablony; a w ogóle przysyła wszystko: materiał, dodatki, nici. Dyrektorowi przypadła do gustu tkanina: sztywniejsza, lepsza w konfekcjonowaniu: elanobawełna, praktyczna. Kolor: ciemny granat. Dla lotników i marynarzy (...). Te kurtki przyjęło się nazywać w języku zakładowym krótko: bundeswehra. Mówi się: szyć bundeswehrę. Nie ma co ukrywać: bundeswehra jakby spadła z nieba. Stanowi jedną czwartą produkcji, pewnej, ze zbytem, a to w tych chudych czasach bardzo dużo.
(...)
Trzeba też powiedzieć, że jeśli chodzi o bundeswehrę, nie było żadnych nacisków politycznych. Dawniej taką sprawą zajęłoby się pewnie KW, może studiowałoby ją Ministerstwo Obrony Narodowej. Być może też odezwaliby się czujni obywatele, którzy daliby odpór tej produkcji dla NATO. Teraz – nic. Cisza. Żadnych reakcji.
A załoga? – My się nie pytamy, komu szyjemy – mówi Stanisława Stefanowska, brygadzistka. – Byle była praca, bo praca to zarobek. (...) Na produkcji nie ma czasu na politykę międzynarodową (...). Dlatego kwestia, czy – odpukać – ów zachodni Niemiec, ubrany w kurtkę z Suwałk, nie przyleci tu, czy nie przypłynie w złych zamiarach, właściwie nie zaprzątała myśli. Ani pokrewny temat – że to w końcu mundury dla obcego sojuszu wojskowego.
(...)
Tylko same kurtki – bohaterki nie idą na polskim rynku. A na rynek trafiła pierwsza partia, kiedy zakład dopiero się przyuczał, (...) wzór oryginalny, materiał krajowy. I nic. Nie stały się przebojem. – Może ten kolor? – zastanawia się pani Łukowska. – Może pagony odstraszają? Nie ma dziś mody na styl wojskowy”.