Przejdź do treści
Reklama
Reklama
O Polityce

Cyfryzacja okiem sędziego

Tekst Juliusza Ćwielucha „Papieroza”. Tekst Juliusza Ćwielucha „Papieroza”. Polityka

Blisko szósty rok pracuję na samodzielnym stanowisku orzeczniczym, ale z sądami jestem związany od ponad 10 lat. Do zapowiadanej od lat cyfryzacji pracownicy sądów podchodzą jak do jeża (art. „Papieroza” Juliusza Ćwielucha). Jest tak dlatego, że w sądach funkcjonuje wiele różnych systemów komputerowych, które są ze sobą niepowiązane i wzajemnie niekompatybilne. Ewentualnie są częściowo kompatybilne, ale i tak wymuszają ręczne przepisywanie danych z jednego systemu do drugiego. Generalnie powoduje to jeszcze większą ilość pracy dla sekretarzy, asystentów i sędziów. Zdarzają się również sytuacje, że jeden program pobiera dane z innego programu, ale z błędami – w efekcie człowiek na końcu i tak musi poprawiać po komputerze, choć przecież ten komputer miał spowodować zmniejszenie ilości pracy. Pomimo istnienia od lat elektronicznego protokołu (czyli nagrywania rozpraw) duża część sędziów i tak zarządza tradycyjne protokołowanie na rozprawie. Przede wszystkim dlatego, że nikt nie ma czasu na odsłuchiwanie godzin nagrań z rozpraw. Po drugie, jakość nagrań jest bardzo niska, pomimo wpompowania milionów złotych w system nagrywający. (…) kolejny oddzielny system, niekompatybilny z podstawowym systemem służącym do prowadzenia sądowej biurowości. Włączenie systemu nagrywającego to wyższa szkoła jazdy i dodatkowa praca dla sekretarzy sądowych, którzy i tak są już przeciążeni pracą.

W czasie pandemii doszły do tego wideorozprawy (tj. rozprawy przez internet). U mnie w sądzie sekretarz nie jest w stanie obsługiwać trzech systemów naraz (tj. programu do biurowości, elektronicznego protokołu i wideorozprawy), dlatego obsługa wideokonferencji spada na sędziego, który musi się wykazać małpią zręcznością, żeby kontrolować, co się dzieje na sali, kontrolować protokół, czuwać nad wideokonferencją i jeszcze np. przesłuchiwać świadka lub stronę. Żeby było jasne: system do wideokonferencji jest niekompatybilny z systemem nagrywającym rozprawy, dlatego osoba łącząca się z sądem przez internet nie widzi, co się dzieje na sali rozpraw, chyba że sędzia będzie ręcznie przestawiać kamerę. Wideorozprawy to jest parodia wymiaru sprawiedliwości (ludzie niestosownie ubrani, łączący się z klozetu albo z samochodu lub z warsztatu samochodowego z przysłowiową gołą babą w tle), ale jest na nie duży nacisk z powodu lobby adwokacko-radcowskiego – jest to ułatwienie dla wszystkich, tylko nie dla sądu.

Oczywiście komputery i sieć usprawniają pracę w sądach i gdyby ich nie było, to czas rozpoznawania spraw byłby liczony w latach, a nie w miesiącach, ale z powodu opisanych przeze mnie mankamentów jest daleko od doskonałości. Dodam, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie potrafi np. sporządzić od lat sensownych szablonów pism używanych w sądach (tzn. są, ale w wersji do wypełniania na maszynie do pisania) i każdy sąd robi to sam metodą prób i błędów.

NAZWISKO SĘDZIEGO DO WIADOMOŚCI REDAKCJI

Polityka 39.2025 (3533) z dnia 23.09.2025; Do i od Redakcji; s. 93
Reklama
Reklama