Do Biblioteki Elbląskiej zaprosiliśmy tym razem aktora Krzysztofa Majchrzaka, który został przywitany z wielkim aplauzem, ale musiał się też wykazać dużym opanowaniem, kiedy jeden z dyskutantów zarzucił mu pogardę dla masowych gustów, a inny próbował deprecjonować jego twórczy dorobek.
Majchrzak wyszedł z tej opresji zwycięsko nie tylko dlatego, że miał poparcie całej reszty pełnej sali, ale przede wszystkim przekonał publiczność do swojego pojmowania sensu sztuki w kategoriach pracy, spotkania i emocji.
Mówił o złej i dobrej sztuce, o kulturowych zagrożeniach ze strony wielkich korporacji, ale też o aktorach, których ceni [padły m.in. nazwiska Gustawa Holoubka i Zbigniewa Zapasiewicza], o swoim nauczycielu Witoldzie Zatorskim, swojej drugiej profesji muzyka jazzowego i o tym, co dziś się dzieje z polskim filmem. - Nie jest źle - powiedział - z ostatniego festiwalu w Gdyni wyjechałem poruszony kilkoma znakomitymi filmami.
Okazało się, że przypisywany Majchrzakowi przesadny krytycyzm nie jest bynajmniej immanentną cechą jego charakteru.