Ponarzekałem już w mediach społecznościowych na mało odkrywczy charakter singla Maty Patointeligencja – bo przekazuje wiedzę z forów internetowych i opinię o najlepszych warszawskich liceach sprzed prawie 20 lat, a do tego robi to z zastosowaniem dość tanich chwytów i stanowi potencjalny żer dla przyszłych długich rozmów publicystów niezmierzających do żadnej mądrzejszej puenty niż taka z utworu Beatlesów sprzed 55 lat. Z opinią na temat artysty poczekam, bo może nagrał na tę przygotowywaną na przyszły rok płytę coś lepszego. Ale oczywiście sposób, w jaki Mata wprowadza do obiegu słowo patointeligencja, zrobił na mnie duże wrażenie.
Sam termin, naśladujący w budowie popularny patostreaming (pato stało się zresztą skrótowym określeniem patologii stosowanym osobno), wywołałby u mnie pewnie większe poruszenie, gdyby nie to, że wiara w inteligencję jako klasę społeczną w Polsce XXI wieku wydaje mi się naiwnością, a autorowi utworu też ewidentnie bogactwo i obłęd upper middle class myli się z marzycielskim pojęciem inteligencji, reliktem czasów, gdy nie można było się popisać pożyczonym od ojca BMW, pozostawało więc szpanowanie Cortazarem. Pomyślałem jednak, że będzie pożytecznie, jeśli podzielę się przy okazji Patointeligencji swoistym podsumowaniem tego, jak polski hip-hop przez cały rok wpływał na to, jak się mówi, także poza rapem. Wyciągnę w tym celu to i owo z językowych notatek.
Bankroll, czyli zwitek baknotów zebranych gumką – albo po prostu kasa, hajs, szmal itd. Słowo ze slangu pokerowego. W tym roku chyba najpopularniejszy neologizm opisujący sos i fufu. Był u Schaftera, młodziutkiego rapera z Górnego Śląska: Proszę bilet do kontroli, to jest metro / Metro buli, dzisiaj każdy trwoni bankroll, dość prostym jak na wypełnione anglicyzmami linijki tego autora.