WIZJA ŚMIERCI NARODU. Upadek Rzeczpospolitej przypieczętowany jej trzecim rozbiorem (1795) stanowił dla Polaków prawdziwą katastrofę polityczną. Niektórzy, opisując go, odwoływali się do języka lamentacji Jeremiasza, inni sięgali do obrazów zamierającej natury: „Upadł naród i jęk został, jak w późnej jesieni,/Gdy mróz pościna wody, ptak przestanie pienia,/Stoją drzewa spokojnie bez liści i cienia,/A wicher świszcze wpośród smutnego milczenia” – pisał anonimowy poeta. Jeszcze inni, jak Józef Morelowski, wieszczyli koniec narodu i jego historii: „Gdy się kraj wasz podbity w obce ciało łączy,/Kronika waszych przodków i wasza się kończy”.
Katastroficzna wizja śmierci narodowej wspólnoty nie była wyłącznie udziałem wrażliwych poetów. W pierwszych porozbiorowych latach podobne obawy formułowało wielu wybitnych przedstawicieli polskiej elity intelektualnej. Upływ czasu pozwolił większości myślących w kategoriach państwa i narodu otrząsnąć się z porozbiorowego szoku. Gdy w 1805 r. Stanisław Staszic w publicznym wykładzie na posiedzeniu Towarzystwa Przyjaciół Nauk wypowiadał słynne słowa: „Paść może i naród wielki, zniszczeć nie może – tylko nikczemny”, doskonale trafiał w nastrój sali witającej je gromkim aplauzem.
Wcześniejsza fala porozbiorowego pesymizmu była jednak łatwa do zrozumienia. Wynikała ona po części ze wstrząsu, jaki dla współczesnych stanowiła katastrofa polityczna, która zmiotła z mapy Europy państwo o kilkusetletniej tradycji. Do ponurych rozważań skłaniało jednak również przekonanie, popularne w owym czasie nie tylko wśród polskich elit, że niezbędnym warunkiem egzystencji i rozwoju narodu jest posiadanie własnego państwa.