POWSTAŃCZY WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI. Tajemne państwo podjęło ogromny wysiłek organizacji własnego sądownictwa, z kodeksami włącznie. A wszystko, jak głosił w czerwcu 1863 r. krótkotrwały tzw. rząd czerwonych prawników, „celem wprowadzenia porządku i ładu, a przecięcia samowolności”. Osoby szkodzące powstaniu karano bowiem wcześniej na zasadzie doraźności, co pachniało źle postrzeganym przez część społeczeństwa i zagranicę terrorem. Ruch narodowy musiał się jednak bronić, opierając się na, sformalizowanej z czasem, zasadzie obywatelskiego donosu.
Na prowincji naczelnicy oddziałów karali bez doraźnego sądu chłostą, zaś za poważniejsze winy wieszali i rozstrzeliwali. Niektórzy zdobyli ponurą sławę, jak choćby działający w piotrkowskim Józef Oxiński, który spacyfikował wieś Konopnica zmuszoną do współpracy z władzami. Wspominał on, że gdy oskarżonych ustawiono pod murem cmentarnym „przeznaczając do egzekucji po pięciu strzelców na każdego, zwróciłem się do głównego winnego, to jest do sołtysa wsi, zapytaniem, dlaczego tak robił. Gdy nic mi nie przytoczył na swoje uniewinnienie, kazałem go powiesić. Grzmot wystrzałów dał mi znak, że pierwsza egzekucja została wykonana. Zanim została wykonana druga egzekucja krzyk i płacz nadbiegającej kobiety z trojgiem dzieci zmienił me postanowienia, skazałem go na siedemdziesiąt pięć pletni kozackich”. Zabiwszy resztę oskarżonych Oxiński opuszczał Kobylnicę „zadowolony wynikiem mych inkwizycyj i z silnym postanowieniem oczyszczenia wiosek z wysłańców moskiewskich, nawet bez używania formy wyroków wojennych”.
SZPIEDZY. Jak pisał analizujący radomskie akta sądowe Witold Dąbkowski, „szpiegiem na rzecz wroga był każdy, kto za ruble czy pod przymusem prowadził wojsko na obóz powstańczy.