LISTOPADOWE I STYCZNIOWE. Powstanie listopadowe było w istocie wojną, na co wskazuje choćby tytuł dzieła przedwojennego historyka Wacława Tokarza „Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831 roku”. W 1863 r. nie było ani polskiej armii, ani chyba nawet mocnej wiary w ostateczne zwycięstwo, lecz mimo to powstańcy poszli „w bój bez broni”. Jak miał powiedzieć żonie Romuald Traugutt, udający się do Kongresówki, by zostać dyktatorem powstania: sensu w tym nie ma, ale jest mus. Z podobnym imperatywem musieli się zmierzyć polscy patrioci także w późniejszych czasach. Nie przypadkiem w pieśni Legionów, tworzonych przez zafascynowanego powstaniem styczniowym Józefa Piłsudskiego, znalazła się strofa „Na stos rzuciliśmy nasz życia los, na stos, na stos…”.
Po powstaniu listopadowym pozostały w zbiorowej pamięci nazwiska generałów i nazwy miejscowości, gdzie stoczono bitwy, a niektóre, zwłaszcza w pierwszym okresie walk, były wygrane i dawały dowody niezwykłego męstwa polskiego żołnierza. Mieliśmy historyków przekonujących, iż zryw mógł nawet skończyć się powodzeniem. Tak czy inaczej, w pamięci chyba każdego średnio wykształconego rodaka zostały nazwy bitew: Olszynka Grochowska, Wawer, Ostrołęka, nazwiska przywódców, a może nawet parę linijek wiersza o generale Sowińskim broniącym się w kościółku na Woli. Lecz gdyby spytać o bitwy w powstaniu styczniowym? Z nazwiskami przywódców też byłyby kłopoty, zwłaszcza że w podręcznikach w niewielkim zakresie zwracało się uwagę na polityczne i ideowe podziały rywalizujących ze sobą obozów politycznych białych i czerwonych.