Ambasador niemiecki w Petersburgu hrabia Pourtalès, wręczając akt wypowiedzenia wojny rosyjskiemu ministrowi w imieniu swojego cesarza, miał się podobno rozpłakać. Z perspektywy czasu zachowanie hrabiego wydaje się jak najbardziej zrozumiałe. Czteroletnie zmagania kosztowały życie bądź zdrowie ok. 30 mln ludzi. Zrodziły rewolucję bolszewicką, zrzuciły z tronu niemieckiego i austriackiego cesarza, zrujnowały Europę i utorowały drogę do przejęcia władzy przez Hitlera, a w konsekwencji – przygotowały kolejną wojnę światową. Ojczyzna niemieckiego ambasadora zapłaciła bardzo wygórowaną cenę za swoje imperialne ambicje – ale i zwycięzców kosztowała ona więcej, niż ktokolwiek sobie wyobrażał. Europa wyszła z wojny zbankrutowana i z mocno zachwianą wiarą w siebie i w cywilizację białego człowieka. Stulecie przed Wielką Wojną Europejczycy przeżyli w błogim przekonaniu, że postęp naukowo-techniczny nie będzie miał końca, że w jakiejś mierze towarzyszy mu postęp moralności i że jako depozytariusze tej mądrości mają moralne prawo podbijać i rządzić innymi kontynentami. Wojna na trwałe podważyła tę błogą wiarę: okazało się, że Europejczycy wcale nie są tacy mądrzy ani tacy szlachetni, a ich wynalazki służą zagładzie równie dobrze co postępowi.
Mocarstwa europejskie zaczęły formować się we wrogie obozy na początku ostatniej dekady XIX w. Już wcześniej, od wojny francusko-niemieckiej 1870 r., te dwa państwa uważały się za odwiecznych wrogów. Francja mogła jedynie marzyć o odwecie na Niemcach, pozostających w formalnym sojuszu z Austro-Węgrami i Włochami i cieszących się względną sympatią Rosji. Jednak po dojściu do władzy cesarza Wilhelma II i odsunięciu starego kanclerza Bismarcka Niemcy, z każdym rokiem zamożniejsze i potężniejsze, przestały liczyć się z Rosjanami – i autokratyczna Rosja zawarła defensywny sojusz z demokratyczną Republiką Francuską. Do Rosji popłynęły francuskie kredyty, a most na Sekwanie nazwano imieniem cara, zapiekłego wroga republikańskich ideałów.