Jednym z najszerzej znanych i najbardziej przejmujących symboli okropności wojny jest Leuven (Louvain). To belgijskie miasto uniwersyteckie zostało zajęte przez armię niemiecką w drugiej połowie sierpnia 1914 r. Niemcy wzięli co prawda zakładników spośród miejskich elit, nie wynikało to jednak z jakiegoś szczególnego zagrożenia. Od pierwszych tygodni wojny był to już niemal rytuał. Po kilku dniach, wieczorem 25 sierpnia, wśród przebywających w Leuven żołnierzy niemieckich wybuchła panika. Jak zwykle w takich wypadkach trudno dokładnie określić, kto oddał pierwszy strzał, a kto zaczął krzyczeć, że to Anglicy atakują. W dodatku wśród Niemców błyskawicznie rozprzestrzeniła się pogłoska, że mieszkańcy Leuven strzelają z okien i dachów do okupantów. Był to absurd: nawet gdyby się tacy desperaci znaleźli, nie mieliby czym walczyć, kilka dni wcześniej Niemcy rozbroili całą ludność. Mimo to żołnierze wywlekli z domów kilkuset mieszkańców, niektórych rozstrzeliwali na miejscu, część aresztowali, a kamienice spalili.
Następnie ofiarą wandalizmu padła zabytkowa biblioteka uniwersytecka wraz z cennymi zbiorami. Kolejnego dnia Niemcy kontynuowali dzieło zniszczenia, łupiąc domy i urzędy publiczne, zabijając ponad dwustu cywilów i znęcając się nad pozbawionymi dachu nad głową mieszkańcami Leuven. Ponad tysiąc osób deportowano do Niemiec. Trzeciego dnia dzieła zniszczenia dopełniła artyleria, ostrzeliwując centrum miasta. Wydarzenia w Leuven niemal natychmiast stały się głównym tematem gazetowych wiadomości w państwach neutralnych, a także motywem propagandy antyniemieckiej. Zapoczątkowały zmasowaną kampanię oskarżającą niemieckich Hunów o gwałt na Belgii.
Niemieckie zbrodnie wojenne w Belgii nie były jednak ani wyjątkowe, ani najbardziej krwawe. W chwili gdy na Leuven spadły pociski artylerii, w kilku miejscowościach w Serbii oraz w położonym tuż przy zachodniej granicy Kongresówki Kaliszu dogasały już zgliszcza i chowano ostatnie ofiary wojskowych represji.