Podczas gdy wojna pochłonęła ok. 10 mln ofiar, epidemia grypy zwanej hiszpanką zabrała co najmniej 20 mln (tyle osób zabitych przez wirusa figuruje w rejestrach). Ponieważ jednak nikt nie prowadził statystyk w Afryce i Azji, przypuszcza się, że ofiar na całym świecie było co najmniej dwa razy więcej, niektórzy mówią nawet o 100 mln. Choroba zaczynała się typowo – gorączką, dreszczami, bólem mięśni, głowy i gardła. Większość pacjentów po kilku dniach zdrowiała. Tak było w przypadku ponad miliarda ludzi, gdyż hiszpanką zaraziła się jedna piąta (niektórzy mówią nawet o jednej trzeciej) ludności świata.
Hiszpanka lubiła ludzi w kwiecie wieku – zdrowych i silnych. Nie interesowała się starcami, aż 99 proc. ludności powyżej 65 roku życia przeżyła pandemię. Historycy i epidemiolodzy rekonstruują jej początki w stanie Kansas, w okolicach Camp Feston, gdzie było skoszarowanych 56 tys. amerykańskich rekrutów. Wraz z nimi ruszyła na wojnę w Europie: wirus przepłynął Atlantyk i przycumował we francuskim Breście w kwietniu 1918 r. Tocząca się w Europie wojna była tylko dodatkowym elementem sprzyjającym jego rozprzestrzenianiu się: trafił do okopów, następnie zaatakował cywilów, by potem szturmem podbić Azję i Afrykę.
Wirus nie rozróżniał narodowości, a siedzący miesiącami w okopach, zmarznięci i niedożywieni mężczyźni stali się dla niego łatwym celem. W wojsku francuskim śmiertelność okazała się trzykrotnie wyższa niż wśród cywili (na 36 mln Francuzów zmarło we Francji 200 tys. ludności cywilnej), a niemal połowę zgonów w armii amerykańskiej spowodowała grypa (od lipca 1917 do kwietnia 1919 r.