Bezowocna jatka.
6 października 1915 r. angielska gazeta „Morning Post” zamieściła krótką notkę, że John Kipling, służący w Irlandzkim Regimencie Gwardii, zaledwie osiemnastoletni i słabego zdrowia, ale pełen zapału i zdeterminowany wziąć udział w wojnie, zaginął i prawdopodobnie został zabity. Na froncie zachodnim dogasała właśnie ofensywa, z którą dowództwo alianckie wiązało wielkie nadzieje. „Jeżeli nam się powiedzie – napisał John w swoim ostatnim liście do rodziców – wojna nie potrwa już długo. Nawet nie wiecie, jak wiele zależy od najbliższych kilku dni”. Jednak bitwa pod Loos okazała się, jak ją nazwał w swoich pamiętnikach Lloyd George, bezowocną jatką, która kosztowała życie ponad 20 tys. żołnierzy Ententy.
W bezmiarze tej rzezi porucznik John Kipling pozostawał jednak żołnierzem szczególnym – jedynym, ukochanym synem angielskiego pisarza i poety, laureata Nagrody Nobla. „John Kipling – napisał w „Morning Star” H.A. Gwynne, który zresztą przyjaźnił się z Rudyardem Kiplingiem i znał Johna od kołyski – był dzieckiem, dla którego jego ojciec napisał »Takie sobie bajeczki«, dzieckiem, któremu Puk [bohater »Puka z Pukowej Górki«] opowiadał nieśmiertelne baśnie o swoim ukochanym kraju”.
W cieniu ojca.
John dorastał w cieniu ojcowskiej sławy. Zimy spędzał w Afryce, nieopodal Kapsztadu, w domu podarowanym Rudyardowi Kiplingowi przez Cecila Rhodesa, jednego z najpotężniejszych ówczesnych polityków brytyjskich, w uznaniu za jego poparcie podczas wojny burskiej. Kiedy miał dwanaście lat, ojciec napisał dla niego wiersz „Jeżeli”, instruując ukochanego jedynaka, jak powinien żyć, żeby „stać się prawdziwym człowiekiem”.