Oswajanie strachu.
Żołnierze służący na pierwszej linii narażeni byli na nagłą śmierć lub okaleczenie (ostrzał artyleryjski, snajperzy, atak gazowy, ogień karabinów maszynowych). W drugim okresie wojny pierwszą linię okopów, na którą, w przypadku natarcia wroga, spadłby zmasowany ogień artyleryjski, z reguły obsadzono nieliczną załogą i luźnymi formacjami karabinów maszynowych. Żołnierze mieli tam poczucie osamotnienia i wystawienia na niechybną śmierć, dopiero bowiem druga linia umocnień miała zatrzymać napastników. Zadaniem pierwszej miało być jedynie maksymalne wykrwawienie wroga i zdezorganizowanie jego szeregów.
Musiano zatem radzić sobie z nieustannym stresem. Dla jednych żołnierzy ucieczką była pogłębiona, żarliwa religijność, wyrażająca się w noszeniu medalików, szkaplerzy, świętych obrazków czy ikon oraz w uczestnictwie w polowych nabożeństwach (liczni kapelani byli obecni we wszystkich walczących armiach). Nie zawsze przynosiło to spodziewane rezultaty. Jak zanotował wiosną 1915 r. żołnierz c.k. 13 pułku piechoty Mikołaj Hercuń: „Obowiązek, służba, honor żołnierski, zasługa przed Bogiem i cesarzem. Stare, oklepane i puste dla nas frazesy, któremi karmiono nas częściej niż chlebem powszednim. Nadużywane straciły swą głębię i świętość, wywołując tylko uśmiech politowania czy twardą klątwę. (…) Ale odkuwają się naszym kosztem! Na śniadanie słowo boże, na obiad słowo boże i na kolację też słowo boże, a nasz chlib to żreją po etapach k…wy oficerskie”.
Mniej religijni wierzyli w swą szczęśliwą gwiazdę. Pomocna była także umiejętność wypierania z pamięci wszystkich straszliwych sytuacji, które się przeżyło, czy w końcu alkohol. Wytrwać w okropnych warunkach wojny okopowej pomagał wisielczy humor.