To był chłodny początek 1922 r. Winston Churchill, wówczas brytyjski sekretarz ds. kolonii, zjadł właśnie wyjątkowo obfity lunch, zapalił cygaro i zabrał się do rysowania granicy. W pewnym momencie dopadła go jednak czkawka, która na zawsze odmieniła życie kilkudziesięciu koczowniczych plemion.
Dla wielu Arabów ta legenda o powstaniu zygzakowatej granicy między współczesną Jordanią i Arabią Saudyjską jest koronnym dowodem na istnienie odwiecznego spisku Zachodu, który po I wojnie światowej wymyślił sobie Bliski Wschód, narysował jego granice na nowo, nie zważając na podziały etniczne, religijne czy geografię. Niemal 100 lat później te linie na piasku, jak nazwał je brytyjski historyk James Barr, wciąż istnieją, bo Wielka Wojna nigdzie na świecie tak trwale nie zastygła na mapach, w polityce i w ludzkiej pamięci.
Jesienią 1914 r. na Bliskim Wschodzie skończyła się 600-letnia era Osmanów. Zbudowane przez nich imperium w zenicie potęgi rozpościerało się od Maroka po dzisiejszy Irak i od Budapesztu do Adenu, z perłą w koronie w postaci Stambułu, najwspanialszego i największego miasta świata XVI i XVII w.