Andrzej Nieuważny
15 kwietnia 2014
Wstęp do czystek etnicznych
Masowa skala, techniczne możliwości przemieszczenia ogromnych rzesz ludzkich (kolej!), bezwzględność w ich odrywaniu od korzeni, niszczeniu dobytku i historycznej ciągłości. Taki spadek, wraz z łatwością wydania wyroku, pozostawiła Leninom, Stalinom, Hitlerom (lecz także alianckim decydentom po 1945 r.) dobrze im znana Wielka Wojna.
Paradoksy rzezi.
Mówi się często, że I wojna światowa to ostatni konflikt, w którym zginęło więcej żołnierzy niż cywilów. To prawdziwe stwierdzenie, ale sugeruje słaby wpływ wojny na ludność cywilną. Tymczasem wojna totalna ślady musiała zostawiać też totalne. Nawet tam, gdzie nie dotarły walczące armie, wojna zawisła nad społeczeństwem, formując je. Jakież było zaskoczenie historyka Jaya Wintera, gdy odkrył, że po najkrwawszych w dziejach Imperium Brytyjskiego bojach (909 tys.
Paradoksy rzezi. Mówi się często, że I wojna światowa to ostatni konflikt, w którym zginęło więcej żołnierzy niż cywilów. To prawdziwe stwierdzenie, ale sugeruje słaby wpływ wojny na ludność cywilną. Tymczasem wojna totalna ślady musiała zostawiać też totalne. Nawet tam, gdzie nie dotarły walczące armie, wojna zawisła nad społeczeństwem, formując je. Jakież było zaskoczenie historyka Jaya Wintera, gdy odkrył, że po najkrwawszych w dziejach Imperium Brytyjskiego bojach (909 tys. zabitych i zaginionych) średnia długość życia klas niższych… wyraźnie wzrosła. Rzeź na polach Francji zdziesiątkowała brytyjskie elity (walkę za króla i ojczyznę w ochotniczej do 1916 r. armii traktowały jako obowiązek), odbierając tysiącom rodów naturalnych dziedziców ziemi. Co wraz ze spadkiem jej wartości i inflacją (zabiła czynsz dzierżawny) wiodło do największej rewolucji we własności ziemskiej od czasu reform Henryka VIII w końcu XVI w. Miliony gorzej żywionych, chorowitych, spracowanych brytyjskich proletariuszy nie przeszły sita komisji wojskowych lub wylądowały w służbach pozafrontowych, ratując życie. W kraju, w którym niemal zniknęło bezrobocie, rząd zamroził czynsze, a racjonowanie żywności pozwoliło niektórym wreszcie się najeść, poprawiło się zdrowie najuboższych. Masy rannych na froncie przyspieszyły rozwój aseptyki, a gdy jeszcze posłanych masowo do Francji lekarzy zastąpiły przy porodach bardziej empatyczne położne, spadła śmiertelność noworodków. Wreszcie, miliony zasiłków rodzinnych trafiły do opuszczonych przez mężczyzn kobiet. A te rzadziej wydawały na alkohol, lepiej żywiąc dzieci. We władzy wojska. Fascynujący demografów przypadek brytyjski był jednak, tak jak położenie wysp, wyjątkiem. W kontynentalnej Europie efekty wojny były klasyczne: śmierć i choroby, masowe ucieczki i wygnanie. Ostrzeżeniem była z jednej strony obfitująca w egzekucje i deportacje niemiecka agresja na Belgię i Luksemburg, z drugiej – rosyjski najazd na Prusy Wschodnie w sierpniu i wrześniu 1914 r. Tylko w siedmiu powiatach mazurskich rejencji olsztyńskiej naliczono 707 zamordowanych cywilów, 2173 deportowanych oraz 280 tys. uciekinierów. Prześladowania ludności zatwierdzone zostały u progu wojny przez szefa rosyjskiego sztabu gen. Januszkiewicza. Zdolnych do noszenia broni mężczyzn planowano deportować w głąb Rosji, spokój pozostałych zapewnić miała branka zakładników znaczących dla lokalnych społeczności. Utrata 135 tys. koni (ówczesnych traktorów), 250 tys. krów i 200 tys. świń dopełnia obrazu katastrofy. Brutalność Rosjan tłumaczyć można specyfiką zarządzania zapleczem frontu. O ile większość walczących państw starała się zjednoczyć wysiłek militarny i cywilny, Rosja zrobiła odwrotnie. Podpisane przez cara w lipcu 1914 r. przepisy o polowej administracji wojsk w czasie wojny wręcz uniezależniły ją od Ministerstwa Wojny i cywilnych władz cesarstwa. Naczelnemu Dowództwu (Stawce) wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza przyznano wyłączną zwierzchność nad administracją na terenie operacji, z pominięciem petersburskich urzędów, w tym Rady Ministrów. Na obszarze od Finlandii po Morze Czarne cywile stali się zależni od niepodlegającej procedurom, arbitralnej, a często bezwzględnej władzy wojska. W kraju o tak świeżych i niepewnych fundamentach państwa prawa było to niebezpieczne. Zwłaszcza że wojskowi uważali sprawy cywilne za drugorzędne, nie znali ich i nie mieli ludzi do ich prowadzenia. Dla prowincji położonych w granicach cesarstwa (w 1914 r. dojdzie do nich okupacyjne gubernatorstwo Galicji) oznaczało to głównie nadużycie prawa do rekwizycji. Dublowanie administracji, rozmaitość taryf, a do tego ograniczenia ruchu ludzi (tłumaczone zwykle walką ze szpiegostwem) i towarów zwiększyły chaos na zapleczu walczących wojsk. Tak jak absurdalne zakazy, np. publicznego użycia języka niemieckiego w prowincjach bałtyckich, a przecież spora część mieszkańców nie mówiła po rosyjsku. Rekordy absurdu biła administracja Galicji, której nieudolny szef gen. Bobrinski nie miał pojęcia o okupowanej prowincji. Zaś zastępy nasłanych z głębi Rosji umundurowanych funkcjonariuszy mnożyły zakazy i nakazy, owiane duchem nienawiści do grekokatolicyzmu. Połączenie rekwizycji i represji urzędowych oraz bezprawnych (wojsko było faktycznie bezkarne) z „nawracaniem” na prawosławie tak wzmogło napięcie na zapleczu frontu, że pod naciskiem naczelnego wodza Bobrinski zgodził się w styczniu 1915 r. na ograniczoną tolerancję religijną. Okrucieństwa i zniszczenia dokonane przez cofających się od maja Rosjan daleko przekraczały wojenną normę (fabryki, mosty, dworce, linie kolejowe itd.). I trwale odstręczyły Galicjan od złudy słowiańskiego braterstwa. Wróg wewnętrzny. Filozofia wojennej administracji kształtowała politykę wobec ludności. Po klęsce w Prusach Wschodnich ostrze represji zwróciło się przeciw własnym poddanym, zwłaszcza Żydom. Uznani za niepewnych i z natury skłonnych do szpiegostwa byli spontanicznie wysiedlani z zaplecza frontu. Część generalicji nie kryła podejrzliwości bądź wrogości do Żydów we własnych szeregach (dowodzący Frontem Południowo-Zachodnim gen. Iwanow kazał usunąć ich ze służb zaopatrzenia, przeszkolić i posłać do okopów), nie miała więc problemów z braniem żydowskich zakładników. Już we wrześniu 1914 r. lokalny dowódca kazał w ciągu doby usunąć ludność żydowską z zagrożonych przez Austriaków Puław (Nowo-Aleksandrii). Podobnie działo się w czasie austro-niemieckiej operacji warszawsko-dęblińskiej w listopadzie 1914 r., a na masową już skalę w tragicznym dla Rosjan następnym półroczu. Właśnie w imię bezpieczeństwa frontu, wiosną 1915 r. padł rozkaz usunięcia Żydów z Kurlandii. Trzeba było protestów wojskowego zarządcy prowincji gen. Kurłowa, który straszył gospodarczymi skutkami rozkazu, by wielki książę zawiesił deportacje. Dla większości kurlandzkich izraelitów rozkaz przyszedł za późno, a że warunkiem powrotu miało być oddanie zakładników, Żydzi nie wrócili. Niemiecka ofensywa odetnie im zresztą latem tę możliwość. Los wygnańców (a było ich, z różnych prowincji, do pół miliona) był dramatyczny, a władze wojskowe odmawiały im prawa powrotu nawet po czasowym ustaniu operacji. Z kolei władze petersburskie sprzeciwiały się przyjęciu Żydów poza tzw. strefą osiedlenia, czyli guberniami zachodnimi. Drugim celem represji stali się Niemcy bałtyccy. Widoczni w korpusie generalskim i administracji, wpływowi na dworze, w masie swej uznani zostali za wewnętrznego wroga. Petersburg przemianowano na Piotrogród, a rozhuśtana przez propagandę opinia publiczna domagała się kary dla świętujących ponoć po cichu rosyjskie klęski „zdrajców” i „oczyszczenia” armii. Administracyjna deportacja nie przybrała masowego charakteru, dotykając głównie szlachtę i urzędników, ale prześladowania (za Niemca uznać można było każdego luteranina) były dotkliwe. Wielka ewakuacja 1915 r. Przełamanie, w maju 1915 r., pod Gorlicami i Tarnowem frontu przez Niemców i Austriaków wymusiło strategiczny odwrót armii rosyjskiej – od Litwy po Ukrainę. W austriackie ręce wrócił Przemyśl i Lwów, a na początku września Niemcy zajmą Wilno, Kowno, Lipawę i większość Białorusi. Walki przeniosą się na Wołyń. Klęska przyspieszyła rozpoczętą już w 1914 r. ewakuację przemysłu i instytucji państwowych. Wedle niepełnych danych tylko z Królestwa Polskiego w głąb Rosji wywieziono co najmniej 71 przedsiębiorstw, w tym 39 zakładów przemysłowych (32 z nich z Warszawy). Obok fabryk Lilpopa, Gerlacha, Pulsa, Szwedego, walcowni z Włoch czy Ursusa w Rosji znalazły się pracujące na rzecz wojska warsztaty, piekarnie, zakłady krawieckie i obuwnicze. Wywieziono tabor kolejowy wraz z kolejarzami Drogi Warszawsko-Wiedeńskiej, Nadwiślańskiej, Łódzkiej-Fabrycznej, Kieleckiej oraz pracownikami linii podmiejskich. A wraz z nimi warsztaty kolejowe z załogą. Ewakuowano banki, kasy pożyczkowe, magistraty, urzędy skarbowe i archiwa, szkoły, najczęściej z personelem. Podobnie działo się poza Królestwem. Wszędzie jednak chaos brał górę nad planami. Większość rosyjskich generałów miała w głowach spaloną ziemię 1812 r. (rocznicę świętowano niedawno!) i próbowała powtórzyć historię. Niszczono, co się dało, a ludność namawiano bądź zmuszano do ucieczki. Niszczenie zasiewów przez Rosjan i strach przed Niemcami (widmo Kalisza!) mnożyły masy, zwłaszcza chłopskich, uciekinierów, które blokowały wojsku drogi i linie kolejowe, szerząc wewnątrz cesarstwa nastroje klęski i niepewności. A także, mimo ogromnej zrazu pomocy społecznej, obciążały budżet (odszkodowania, zasiłki) słabnącego państwa. Nikt nie jest w stanie oszacować skali exodusu – padają liczby od miliona do kilku milionów. W początku 1918 r. w Rosji mogło być około miliona uchodźców przyznających się do polskości. Nie tylko Rosjanie… Przy wjeździe do łemkowskiej wsi Pielgrzymka (Peregrimka) wita nas tablica przypominająca Łemków, których jako podejrzanych o sympatię do Rosji deportowano już w 1914 r. do austriackiego obozu Talerhof. O ile bowiem Niemcy uciekali się do czasowych wysiedleń w rejonie walk (jesienią 1914 r. wyrzucili z domów ludność lewego brzegu Dunajca), władze austro-węgierskie prowadziły systematyczne deportacje podejrzanych grup ludności: Łemków, Ukraińców, Żydów, lecz także Polaków, których usunięto z pobliża twierdz. Wincenty Witos opisał los ludności „wyrzucanej z brutalnością niesłychaną, ładowanej do bydlęcych wagonów i wywożonej na zachód pociągami wlokącymi się jak żółwie. Jechali ci nieszczęśnicy nieraz całymi tygodniami. Eskortujący te pociągi wojskowi, przeważnie Niemcy i Węgrzy, ani się nie umieli z nimi porozumieć, ani się nie starali w niczym dopomóc, na odwrót, dokuczali na wszelkie sposoby”. Celem transportów były obozy w Czechach (Chocen), Styrii (Libnica) oraz Dolnej i Górnej Austrii (np. Drusendorf). Jak wszędzie, deportowanych dziesiątkowały choroby zakaźne. „Szwaby z północy”. Latem 1914 r. lęk przed Niemcami wyrzucił z domów kilkaset tysięcy Belgów i Francuzów. Śmierć 5100 cywilów zabitych (ze strachu przed „partyzantami”) w 130 miejscowościach Belgii i Ardenów, zbudowała – przy aktywnej pomocy propagandy – stereotyp bezlitosnego Bosza (fr. boche, pogardliwie o Niemcu). Wielki strach zapełnił drogi cywilami uchodzącymi tak przed ogniem dział czy pożarami, jak cieniem mordercy w feldgrau. Towarzyszyli im mieszkańcy twierdz (Toul, Longwy, Verdun, Belfort, Épinal), ewakuowani przez władze eliminujące „gęby do wyżywienia” w obliczu oblężenia. Przejście wojny w fazę pozycyjną nie zatrzymało ewakuacji cywilów, choć jej dynamika wyraźnie spadła. Mimo wysiłków łagodzących panikę władz w latach 1915–17 pogłoski o niemieckich ofensywach wyrzuciły z domów kolejne dziesiątki tysięcy Francuzów. Dołączyli do nich nieszczęśnicy ewakuowani, tym razem przez władze, z rejonu walk. W lutym i marcu 1916 r. odpłynęło na południe 45 tys. ludzi z okolic Verdun, których los podzielili mieszkańcy zrujnowanego Reims. W czerwcu w stolicy Szampanii pozostało 20 tys. mieszkańców, czyli zaledwie co szósty; do kwietnia 1917 r. miasto opuści trzy czwarte z nich. Nową falę uchodźców przyniosły niemieckie ofensywy z wiosny i lata 1918 r. (druga bitwa nad Marną), które wyrzuciły z domów – pod administracyjnym przymusem lub dobrowolnie – kolejnych 200 tys. cywilów. Ograniczone sukcesy aliantów, zwłaszcza w 1917 r., także przyniosły migracje ludności. Wiosenne wycofanie się Niemców na linię Hindenburga oraz jesienne natarcia Brytyjczyków w rejonie Cambrai wyzwoliły spod okupacji tysiące Francuzów, najczęściej kierowanych na zaplecze frontu. Sytuacja powtórzy się jesienią 1918 r. podczas decydującej ofensywy trzech armii (na froncie pojawili się już Amerykanie). Już wcześniej do wolnej od najeźdźcy Francji napłynęła część mieszkańców okupowanych departamentów północnych i wschodnich. Gdy blokowanym przez alianckie floty Niemcom zajrzał w oczy głód, chętnie przystali na odpływ zbędnych gęb do Szwajcarii. A z niej, przez Sabaudię, wróciło pod ojczystą administrację ponad pół miliona Francuzów, zwłaszcza kobiet i dzieci. Ponad 2 mln uchodźców oznaczały kłopoty, zwłaszcza na zapleczu frontu: w naturalnym odruchu większość z nich pozostawała pierwotnie blisko domu, by powrócić przy pierwszej okazji. Wymykające się kontroli nagromadzenie cywilów niepokoiło jednak władze, co oznaczało administracyjną zsyłkę na południ
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.