Jesień 1918 r. na ziemiach polskich pogłębiła chaos. Składały się nań głód, drożyzna, strajki i niepokoje społeczne. Po galicyjskich lasach ukrywały się liczne grupy dezerterów z armii austro-węgierskiej. Dużą ich część stanowili jeńcy, którzy wrócili z Rosji i groziło im powtórne wysłanie na front. Lokalne społeczności organizowały milicje próbujące zaprowadzić porządek. 7 listopada Jan Hupka, ziemianin i polityk z Galicji, zanotował: „Byłem w Kolbuszowej (…). Starosta wrócił, ogłosił się polskim starostą i zamianował komendantem porucznika Zapałę, polecając mu tworzenie nowej żandarmerii. Zapała zwerbował już 40-tu dezerterów, w czem kilku b. legionistów. Ale to wszystko mało. Nawet rabunkom w Kolbuszowej przeszkodzić nie może. Widziałem w rynku w biały dzień rabujące tłumy chłopów, bab, a najwięcej niedorostków. Gdy wjeżdżałem rabunek trwał. Gdy wieczór wyjeżdżałem rabowano ciągle, wyrzucając ze sklepów towary i dzieląc między siebie. Żydzi poukrywali się w mieszkaniach”.
O ile w Warszawie i centrum kraju sytuacja z wolna stabilizowała się, o tyle im bliżej granic, tym trudniej było mówić o jakimkolwiek spokoju. Jan Hupka pod datą 1 stycznia 1919 r. zanotował: „Nowy rok – 6-ty rok wojny. Bo za skończoną nie można wojny uważać, gdy krew leje się na wszystkie strony i gdy właśnie na naszych ziemiach toczą się najkrwawsze boje z Rusinami na wschodzie, z bolszewikami na północnym wschodzie, a trochę i z Niemcami na zachodzie”. A już niespełna miesiąc później Czesi wkroczą na Śląsk Cieszyński.