Ze wszystkich mocarstw uczestniczących w wojnie akurat Niemcy miały największe problemy z określeniem jej sensu i celu – twierdzi berliński historyk Herfried Münkler w „Wielkiej wojnie” (2013). Ponieważ kierownictwo Rzeszy, cesarz i generalicja ograniczali się do górnolotnych ogólników, więc z braku głębszych argumentów politycznych czy ekonomicznych debatę prowadzili w mediach pisarze, filozofowie, historycy, nawet teologowie – traktując wojnę jako niezbędną ofiarę na ołtarzu dziejów w boskim planie zbawienia. Takie myślenie zamykało drogę do politycznego kompromisu, tym bardziej że straty w ludziach od początku były tak ogromne, że tylko całkowite zwycięstwo – i reparacje wojenne – mogłyby usprawiedliwić i wyrównać materialne i moralne koszty wojny.
Filozofowie (Paul Natorp) widzieli w wojnie narzędzie Boga, a nie trywialny element polityki. Wraz z sukcesami armii niemieckiej na wschodzie w 1915 r. pojawiły się apetyty aneksji terytorialnych i podporządkowania Niemcom Europy Środkowej. Związek Wszechniemców – mający przed wojną stosunkowo niewielkie wpływy w porównaniu z pacyfistycznymi socjaldemokratami – teraz malował mapę niemieckiej Europy.
Wybitny socjolog Max Weber, choć też nacjonalista, sarkał na całą tę debatę o celach wojny jako na nieodpowiedzialną gadaninę literatów. Jego zdaniem brakowało jej rzeczowych argumentów, odpowiedzialnego działania i zdolności do krytycznej samokontroli.
Kluczowym pytaniem w całej tej debacie było, kto jest głównym wrogiem: Rosja, Anglia czy Francja? A tym samym, który front jest ważniejszy: wschodni czy zachodni?