Nie jesteśmy już dłużej bezpieczni
O zagrożeniach na pięć lat przed wybuchem wojny
Mam niewiele czasu na omówienie tak ogromnego zagadnienia, proszę was zatem, byście wysłuchali moich słów z uwagą i namysłem.
Żyjemy w spokojnym kraju, w którym uczciwi i porządni ludzie krzątają się wokół swoich spraw, instytucje są wolne, a prawa i zwyczaje przepojone duchem fair play. Tym bardziej niepokojące i groźne jest to, że nie jesteśmy już dłużej bezpieczni w naszym wyspiarskim domu.
Od prawie tysiąca lat Anglia nie widziała na swojej ziemi ognisk rozpalanych przez najeźdźców. Burzliwe morze i nasza królewska marynarka wojenna stanowiły najlepszą gwarancję obrony. Nie tylko udało nam się na przestrzeni wieków ocalić nasz styl życia i wolność, ale stopniowo staliśmy się centrum i sercem imperium, które obejmuje cały świat.
Tym większym bólem przepełnia nas fakt, że wszystko to znalazło się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Państwo, którego stworzenie zajęło tysiąc lat, może w ciągu godziny lec w gruzach.
Co powinniśmy zrobić? Wielu ludzi uważa, że najlepszym sposobem na uniknięcie wojny jest ciągłe rozprawianie na temat jej okropności i utrwalanie ich w umysłach młodzieży. Ludzie ci podsuwają jej pod nos makabryczne fotografie i zadręczają ją opowieściami o masakrach. Rozwodzą się nad nieudolnością generałów i admirałów. Piętnują zbrodnię jako bezsensowne szaleństwo trawiące ludzką duszę. Wszystkie te nauki byłyby z pewnością bardzo przydatne w powstrzymywaniu nas od zaatakowania jakiegoś obcego kraju, gdyby nagle u nas komuś spoza domu wariatów przyszedł do głowy taki pomysł. Musimy się jednak zastanowić, w jakim stopniu nauki te pomogą nam, jeśli to my zostaniemy zaatakowani lub wręcz napadnięci.
Czy napastnicy zechcą wysłuchać w skupieniu wystąpienia lorda Beaverbrooka* lub pełnych pasji apeli pana Lloyda George’a?