Napaść Trzeciej Rzeszy. W początkach kampanii wrześniowej, po napaści Trzeciej Rzeszy na Polskę 1 września 1939 r., na Kresach panował spokój. Przeprowadzano mobilizację, na ziemie wschodnie przybywały ewakuowane urzędy i policja, szpitale wojenne zapełniały się rannymi żołnierzami polskimi. Spokój był jednak pozorny. Rosła wrogość i buta kolonistów niemieckich na Wołyniu i Podlasiu, zaczęły się mnożyć antypolskie wystąpienia ukraińskie, przede wszystkim w Małopolsce Wschodniej; już po kilku dniach wojny zachowanie Ukraińców na terenie powiatu buczackiego było – według raportów administracji – takie, że wystraszeni Polacy woleli nocować w lasach niż w domach.
W początkach drugiej dekady września, kiedy oddziały Wehrmachtu przekroczyły San, bojówki OUN rozpoczęły regularne ataki na mniejsze oddziały wojskowe i polskie wsie, m.in. na terenie powiatów żydaczowskiego, drohobyckiego i stryjskiego. Akcje te, ustalone przez przywódców OUN z Niemcami jeszcze przed wybuchem wojny, z każdym dniem przybierały na sile; tłumione (nieraz krwawo) przez policję i wojsko w jednym miejscu, natychmiast zaczynały się w innym. Coraz większym problemem były też powstające w wielu gminach uzbrojone straże wiejskie. Administracja i policja starały się utrzymać kontrolę nad sytuacją, ale do wybuchu wystarczyła jedna iskra.
Napaść Związku Sowieckiego. Gdy 17 września 1939 r. Armia Czerwona (na mocy tajnego protokołu do niemiecko-sowieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r.) przekroczyła wschodnią granicę RP, kruchy spokój prysł. Zaskoczone oddziały Wojska Polskiego toczyły nierówną walkę, teraz już na dwa fronty; z Sowietami biły się m.in. oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza i SGO Polesie, broniły się Wilno, Grodno i Lwów. Jednocześnie niepolska ludność Kresów witała wkraczającą Armię Czerwoną wręcz z entuzjazmem, wierząc, że niesie im ona wyzwolenie; wśród witających była też część biedoty polskiej, widzącej w nowych porządkach szansę na zmianę swej sytuacji materialnej.
Zgodnie z dyrektywami czerwonoarmiści zachęcali do odbierania polskim panom ziemi. Hasło to natychmiast zostało podchwycone przez żywiołowo powstające komitety rewolucyjne i zwykłe bandy, nawet nie próbujące określić swego oblicza ideowego. Sowieckiej agresji towarzyszyły więc napady chłopstwa na majątki i dwory ziemiańskie, a także zakłady przemysłowe. Z trudem doprowadzone przez właścicieli do porządku po wydarzeniach I wojny światowej, teraz w ciągu kilku godzin były rozkradane i dewastowane. Jeszcze we wrześniu 1939 r. życie straciło ponad 200 ziemian kresowych, a także pewna liczba osadników wojskowych. Jeszcze większa była aktywność mniejszości w likwidowaniu małych oddziałów Wojska Polskiego i pojedynczych żołnierzy, których mordowano albo przekazywano NKWD.
Podział Polski. Dodatkowy układ sowiecko-niemiecki z 28 września 1939 r. ustalił ostateczny podział zajętych ziem polskich. W jego wyniku ZSRR zagarnął ok. 52 proc. terytorium II Rzeczpospolitej, leżące na wschód od linii rzek Pisy, Narwi, Wisły i Sanu. Na terenie tym mieszkało ponad 13 mln osób; według różnych szacunków ok. 38–40 proc. to byli Polacy, ok. 34–37 proc. – Ukraińcy, a ponadto Białorusini, Żydzi, Litwini, Rosjanie i Niemcy.
Zgodnie z otrzymanymi jeszcze przed wkroczeniem do Polski dyrektywami oddziały Armii Czerwonej szybko tworzyły (lub akceptowały już utworzone) tymczasowe zarządy miejskie i rady włościańskie, które miały odebrać obszarnikom ziemię, a przemysłowcom – zakłady. Same też rozpoczęły masową grabież urządzeń przemysłowych, żywego inwentarza i żywności. Np. z cukrowni w Horodence wywieziono 1500 wagonów cukru, a z Borysławia całe szyby naftowe. Działaniom tym towarzyszyły aresztowania wśród pracowników polskiego aparatu państwowego – sędziów, nauczycieli, urzędników, policjantów, strażników więziennych. Przygniatającą większość stanowili Polacy. Działające dotąd partie i organizacje społeczne najeźdźcy rozwiązali, a ich aktywniejszych działaczy wyaresztowano. Do więzień trafili nie tylko Polacy, ale także Białorusini, Ukraińcy, Litwini, Żydzi i Rosjanie; represje nie ominęły zresztą lokalnych komunistów. Z punktu widzenia najeźdźców postępowanie takie było całkiem racjonalne – szerokie aresztowania wśród elit społecznych zmniejszały radykalnie ryzyko oporu przeciwko sowietyzacji, a także utrudniały ewentualną konspirację.
Przyłączenie do ZSRR. Równolegle z pustoszeniem Kresów trwały przygotowania do formalnego wcielenia nowo podbitych terenów do ZSRR. Już 1 października 1939 r. Biuro Polityczne KC WKP(b) zadecydowało o zwołaniu tam zgromadzeń ludowych; po kampanii przeprowadzonej w warunkach terroru 22 października odbyły się wybory, w których udział wzięło rzekomo ponad 90 proc. uprawnionych; wśród delegatów znalazła się ledwie garstka Polaków. W następnym tygodniu odbyły się zgromadzenia narodowe w Białymstoku (dla terenów tzw. Zachodniej Białorusi) i we Lwowie (dla terenów tzw. Zachodniej Ukrainy). Oba, przebiegające w atmosferze lżenia II Rzeczpospolitej, uchwaliły ustanowienie na swych obszarach władzy sowieckiej, nacjonalizację całego majątku ziemian (gruntów, budynków i inwentarza), kościołów oraz urzędników państwowych, upaństwowienie przemysłu i banków, a przede wszystkim zwróciły się do Rady Najwyższej ZSRR o włączenie w skład socjalistycznych republik Białoruskiej i Ukraińskiej, co Rada Najwyższa uchwaliła 1 i 2 listopada 1939 r. Jeszcze w tym samym miesiącu zadekretowała o nabyciu sowieckiego obywatelstwa przez stałych mieszkańców terenów kresowych.
Skrawek Wileńszczyzny wraz z samym Wilnem (niespełna 7 tys. km kw. z 550 tys. mieszkańców) przekazano Litwie (27 października 1939 r.); wycofując się, Armia Czerwona zabrała ze sobą kilkaset aresztowanych wcześniej osób wszystkich narodowości i pośpiesznie zagrabiony majątek.
Przyszedł czas na nowy podział administracyjny: na obwody, rejony i wspólnoty wiejskie, powstałe z komitetów włościańskich. Lwią część nowych urzędników stanowili tzw. wostocznicy, przybysze z terenów ZSRR, oni też zajmowali kierownicze stanowiska. Na pozostałych zatrudniano przede wszystkim Ukraińców lub Białorusinów i Żydów, natomiast Polaków głównie wtedy, gdy było to niezbędne ze względu na ich kwalifikacje. W szkolnictwie polski język wykładowy został zastąpiony przez białoruski lub ukraiński. Szkoły, z których usunięto lekcje religii, stały się jednym z podstawowych terenów indoktrynacji komunistycznej i ateistycznej. Szybko tworzono terenowe komórki partii komunistycznej, Komsomołu, związków zawodowych i oczywiście NKWD.
Nowe porządki. Zadekretowane przez zgromadzenia ludowe przejęcie ziemi obszarniczej niewiele przyniosło lokalnej ludności. Parcelacji uległa tylko 1/7 ziemi na terenach Zachodniej Białorusi i niespełna połowa na terenach Zachodniej Ukrainy; reszta pozostała we władaniu państwa. Brak fachowości nowych gospodarzy szybko dał efekty: przerwane we wrześniu 1939 r. prace polowe i rabunek gospodarstw ziemiańskich przyczynił się (wraz z wywozem żywności przez Armię Czerwoną) do załamania systemu aprowizacyjnego.
Kresy, które przecież należały do biedniejszych terenów II Rzeczpospolitej, błyskawicznie ubożały na skutek wykupywania przez przybyszy ze wschodu wszelkich towarów, co ułatwiał im narzucony już we wrześniu kurs walut, zrównujący złotego polskiego z rublem (przed wojną za złotówkę płacono 3,3 rubla). Wkrótce sklepy kresowe przestały się różnić od tych na sowieckiej Ukrainie czy Białorusi. Prawdziwy cios przyszedł w grudniu 1939 r., kiedy rubel stał się jedyną walutą na terenach wcielonych do ZSRR, przy czym wymianę ograniczono do 300 zł na osobę (zarówno fizyczną, jak i prawną). Akcja ta zrujnowała tysiące osób posiadających oszczędności w bankach. Stopniowo rozszerzano rejestry nacjonalizowanych firm, przystąpiono też do tworzenia spółdzielni rzemieślniczych. Jeszcze jesienią 1939 r. rozpoczęto tworzenie państwowej sieci handlowej i niszczenie handlu prywatnego, na który nakładano najwyższe podatki i ograniczono możliwości zaopatrywania się w towary.
Polacy zostali zepchnięci na sam dół drabiny społecznej. Polityka sowiecka, wyraźnie preferująca Białorusinów i Ukraińców, tylko pogłębiała istniejące podziały narodowe, podobnie jak jawna satysfakcja Ukraińców z upadku Rzeczpospolitej i aktywność Żydów, – którzy do tej pory praktycznie nieobecni w administracji państwowej – gorliwie obsadzili część stanowisk publicznych, w aparacie partyjnym oraz nowej sowieckiej milicji.
Pierwsze deportacje ludności. Pierwszą grupą narodową, która całkowicie znikła z Kresów, stali się Niemcy. Na mocy niemiecko-sowieckich ustaleń w ciągu krótkiego czasu (do 26 stycznia 1940 r.) przesiedlono 128 379 osób (w tym ponad 64 tys. z Wołynia) na polskie tereny wcielone do III Rzeszy; 2/3 trafiły do Wielkopolski na miejsce przesiedlonych do Generalnego Gubernatorstwa Polaków.
Jeśli chodzi o inne grupy, to usunięcie tzw. elementów antysowieckich i wrogów klasowych z czynnego życia publicznego było – jak się okazało – rozwiązaniem tymczasowym. Już 5 grudnia 1939 r. sowiecki rząd podjął decyzję o wysiedleniu – wraz z całymi rodzinami – osadników wojskowych, a nieco później także osób zatrudnionych w służbie leśnej; pierwsi walczyli przeciwko bolszewikom w 1920 r., drugich określono jako przeszkolonych przez Oddział II w charakterze dywersantów i szpiegów. Generalnie osadnicy nie cieszyli się sympatią ludności ukraińskiej i białoruskiej, Sowieci liczyli więc słusznie, że uda im się przedstawić ich deportację jako akt sprawiedliwości dziejowej. Akcję przeprowadzono 10 lutego 1940 r., wysiedlając ok. 140 tys. osób (z Białorusi – ok. 51 tys., z Ukrainy – ok. 89 tys.), wśród których aż 81,7 proc. stanowili Polacy.
Deportację przeprowadzono w samym środku zimy, pozwalając (w większości wypadków) zabrać wysiedlanym jedynie 500 kg dobytku ruchomego na rodzinę. Wiele osób, zwłaszcza starszych i dzieci, nie przeżyło 2–3-tygodniowej podróży w nieogrzewanych, okratowanych wagonach. Po przybyciu do Kazachstanu deportowanych osiedlono w tajdze, w enkawudowskich specposiołkach, i przekazano do dyspozycji resortów: przemysłu leśnego, komunikacji i metali kolorowych z przeznaczeniem do najcięższych prac fizycznych (przy wyrębie tajgi, na budowach kolejowych i w kopalniach). Pozostawiony na Kresach majątek wywiezionych został częściowo rozkradziony, częściowo uległ zniszczeniu, a jedynie resztki trafiły do instytucji państwowych. Po wywózce na samym Wołyniu znikło ponad 100 osad wojskowych.
Mordy i kolejne wywózki. Ledwie deportowani dotarli do Kazachstanu, Biuro Polityczne KC WKP(b) poleciło przygotować kolejną deportację (2 marca 1940 r.). Tym razem wywózce do Kazachstanu na 10 lat miały podlegać rodziny osób przebywających w obozach jenieckich (Kozielsk, Starobielsk, Ostaszków) oraz więzieniach na terenie Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Decyzja o ich wywózce była skorelowana z decyzją o wymordowaniu samych jeńców i więźniów, od których już w trakcie rozpracowywania NKWD wyciągnęło informacje o rodzinach.
Deportacja została przeprowadzona 13 kwietnia 1940 r. i objęła ok. 60 tys. osób (z Białorusi – ponad 28 tys., z Ukrainy – ponad 31 tys.). W skład tej grupy weszła też część uchodźców z zachodnich terenów II Rzeczpospolitej, którzy wprawdzie wyrazili chęć powrotu pod okupację niemiecką, ale nie zostali przez Niemców przyjęci. Ponieważ w grupie więźniów sporą część stanowili Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, Litwini i Rosjanie, tym razem odsetek Polaków wśród wywożonych był nieco niższy (ok. 69 proc.). Ponieważ głowy rodzin przebywały w niewoli lub więzieniach, większość deportowanych stanowiły kobiety, dzieci i starcy. Także ta grupa trafiła do Kazachstanu i została skierowana głównie do prac w kołchozach i sowchozach. Pozostawione przez nich mieszkania mieli zająć czerwonoarmiści i funkcjonariusze partyjni oddelegowani ze wschodnich terenów Ukrainy i Białorusi.
Rozbicie konspiracji. NKWD miało pełne ręce roboty. Równolegle z wywózkami intensywnie rozpracowywało polskie i ukraińskie organizacje konspiracyjne, do których udało się wprowadzić agentów. Wiosną i latem 1940 r. rozbito aresztowaniami kierownictwa ZWZ we wszystkich ważniejszych ośrodkach kresowych, od Lwowa i Stanisławowa po Nowogródczyznę, doprowadzając praktycznie do zaniku ich działalności. Jeszcze szybciej czekiści poradzili sobie z delegatami egzekutywy krajowej OUN, przybyłymi do Lwowa w celu wywołania antysowieckiego powstania. Zostali oni aresztowani w kwietniu 1940 r., a potem skazani na śmierć i straceni. Ich los podzieliło wielu konspiratorów ukraińskich.
Paszportyzacja. Mieszkańcy Kresów, którym w listopadzie 1939 r. narzucono sowieckie obywatelstwo, musieli teraz oddać dokumenty wydane przez „byłą Polskę” i otrzymać nowe, stwierdzające obywatelstwo ZSRR. Procedurę tzw. paszportyzacji NKWD wykorzystało do dokładnej selekcji osób zamieszkujących nadal Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę. Ci, którzy paszportu nie otrzymali bądź odmówili jego przyjęcia (twierdząc, że są obywatelami polskimi bądź nie zgadzając się na wpisanie narodowości ukraińskiej lub białoruskiej), zostali aresztowani lub wywiezieni; podobny los miał spotkać tych, którzy ze względu na niewłaściwe pochodzenie społeczne nie zasługiwali na zaufanie władzy sowieckiej.
W marcu 1940 r. władza ta zadecydowała też o losie uchodźców z zachodniej Polski, którzy od września 1939 r. przebywali na Kresach. Deportacja tej grupy, liczącej ok. 75–80 tys. osób, a składającej się w zdecydowanej większości z Żydów (ok. 84 proc.), rozpoczęła się ostatecznie 29 czerwca 1940 r. i trwała przez blisko miesiąc.
Pobór. Nie był to jednak koniec planowego upustu krwi. Podczas dwóch poborów (jesienią 1940 r. i wiosną 1941 r.) wcielono do Armii Czerwonej – według różnych szacunków – między 150 a 210 tys. młodych mężczyzn zamieszkałych na Kresach, głównie należących do roczników 1917–20. Znaczna część z nich już nigdy nie powróciła do domów.
Kolektywizacja, rozkułaczanie, industrializacja. Z początkiem 1940 r. ruszyła kolektywizacja rolnictwa, najpierw na ziemiach białoruskich, a potem ukraińskich. Powstawały kołchozy i stacje maszynowotraktorowe, a od wiosny 1940 r. – także sowchozy. Jednocześnie już w kwietniu 1940 r. rolnicy zostali obciążeni przymusowymi dostawami (kontyngentami) ziemiopłodów, mięsa i mleka, a także obowiązkiem uczestnictwa w pracach publicznych, a niewiele później rozpoczęto tzw. rozkułaczanie wsi kresowych.
W ramach walki z bezrobociem werbowano ludzi do pracy w głębi ZSRR (już w początkach 1940 r. ok. 4 tys. osób wyjechało do Zagłębia Donieckiego), a jednocześnie budowano na Kresach fabryki i kopalnie, które miały dać zatrudnienie miejscowym robotnikom, a także zwiększano zatrudnienie w firmach już istniejących. Ze względu na wprowadzenie sowieckich metod organizacji pracy efektywność tych działań była niewielka; np. pomimo podwojenia zatrudnienia w przemyśle naftowym produkcja wzrosła jedynie o 10 proc. w stosunku do przedwojennej. Podobnie było i w innych gałęziach przemysłu, i to pomimo wprowadzenia tzw. ruchu stachanowskiego (współzawodnictwa pracy). Wkrótce zresztą okazało się, że źle zarządzane przedsiębiorstwa nie wykonują planów produkcyjnych, a jakość ich produktów jest drastycznie niska. Ze względów ideologiczno-propagandowych podejmowano też bezsensowne działania w stalinowskim stylu, jak rozpoczęte w 1940 r. osuszanie bagien poleskich, mające katastrofalne skutki dla środowiska naturalnego.
Laicyzacja. Na drodze komunizmowi na Kresach stał jeszcze jeden czynnik: instytucje religijne. Wprawdzie Sowieci nie zdecydowali się na ich likwidację, jednak wszelkimi sposobami starali się ograniczyć ich wpływy. Związkom wyznaniowym odebrano ziemie, zamknięto prowadzone przez Kościoły instytucje (szkoły, szpitale), zlikwidowano część klasztorów i seminariów, aresztowano duchownych. Kościół greckokatolicki miał zostać wchłonięty przez Cerkiew prawosławną. Kościoły i duchowni zostali obłożeni najwyższymi podatkami (prowadzenie ośrodka kultu religijnego traktowano jako prywatną inicjatywę). Mimo tych represji kościoły, cerkwie i synagogi były pełne, zarówno podczas nabożeństw, jak i lekcji religii.
Krótka ulga. W drugiej połowie 1940 r. – głównie w wyniku rozluźnienia stosunków niemiecko-sowieckich – kurs antypolski nieco zelżał, a wkrótce władze, na wyraźne polecenie samego Stalina, podjęły nawet pewne próby pozyskania Polaków. Objawiło się to m.in. w uroczystych obchodach rocznicy śmierci Adama Mickiewicza (listopad 1940 r.), a także w lepszym traktowaniu języka polskiego i przyjęciu do pracy części zwolnionych. W pierwszej połowie 1941 r. władze sowieckie skupiły się na walce z żywiołem ukraińskim i stan ten trwał aż do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej.
Jeszcze raz deportacje i mordy. Zanim jednak do niego doszło, 14 maja 1941 r. władze sowieckie podjęły decyzję o przeprowadzeniu kolejnej deportacji, oczyszczającej ostatecznie inkorporowane tereny z ocalałych jeszcze wszelkich kategorii „wrogów”. Tym razem wywózki objęły także wcielone niedawno republiki nadbałtyckie i Mołdawię. Szacuje się, że pośród deportowanych było ok. 34–38 tys. osób zamieszkałych w granicach II Rzeczpospolitej, w tym nie więcej niż 30 tys. Polaków.
Ostatnią sowiecką zbrodnią na zagrabionych terenach było wymordowanie osób przebywających w momencie ataku hitlerowskiego (22 czerwca 1941 r.) w więzieniach kresowych. Do końca czerwca zamordowano blisko 15 tys. aresztantów (w tym w samych więzieniach Lwowa ok. 7 tys.), natomiast dalszych 20 tys. zginęło podczas marszów ewakuacyjnych.
Bilans okupacji sowieckiej. Gdy latem 1941 r. Wehrmacht wkroczył na Kresy, bilans niespełna dwuletnich rządów sowieckich na tych terenach był porażający. Według najskromniejszych rachunków w ramach czterech deportacji wywieziono stąd ponad 300 tys. osób, z czego zapewne ok. 190–200 tys. stanowili Polacy. Ponadto NKWD aresztowało ogółem ok. 110 tys. obywateli polskich (40 proc. stanowili Polacy, 23 proc. – Ukraińcy, 22 proc. – Żydzi, 8 proc. – Białorusini). Tylko część aresztowanych (ok. 40 tys.) zdążono skazać i zesłać do łagrów. Liczba pomordowanych, poza rozstrzelanymi w ramach zbrodni katyńskiej, jest niemożliwa do ustalenia. Choć Kresy zamieszkiwały różne narody, a Polacy nie stanowili większości, to właśnie przede wszystkim oni byli represjonowani przez system sowiecki. Mimo to uważa się, iż system stalinowski nie walczył z Polakami jako takimi, lecz przede wszystkim z państwowością polską i jej przedstawicielami.
Okupacja niemiecka. Losy Kresów w czasie niemieckiej okupacji były wypadkową wielu czynników zewnętrznych. Kształtowała je z jednej strony niemiecka polityka przekształcenia tych ziem w ramach Generalnego Planu Wschodniego w zaplecze żywnościowe Rzeszy i towarzysząca jej masowa eksterminacja Żydów i sowieckich jeńców wojennych; wkrótce doszła do tego intensywna akcja przeciwpartyzancka, nader często będąca pretekstem do mordowania miejscowej ludności (szczególnie została tym dotknięta Białoruś).
Z drugiej strony była to zmieniająca się doraźnie polityka Stalina, w początkowej fazie zmierzająca do pozyskania ludności polskiej (w szczególności partyzantki) do zwalczania wspólnego wroga, przy czym biegła ona wówczas dwutorowo: Polaków traktowano jednocześnie jako obywateli obcego państwa i jako obywateli sowieckich zobligowanych do przeciwstawiania się najeźdźcy. Po bitwie stalingradzkiej nasiliła się tendencja do zwalczania – antysowieckiego z natury – polskiego ruchu oporu, która po sprawie katyńskiej i zerwaniu stosunków dyplomatycznych między Polską i ZSRR nabrała pełnej mocy, by w miarę odbijania kolejnych terenów przejść do jego likwidacji przy jednoczesnym rozbudowywaniu armii Berlinga. Trzecim czynnikiem była ogólna sytuacja międzynarodowa, a kolejnym aspiracje innych narodowości, szczególnie Ukraińców i Litwinów.
O losach cywilnej ludności polskiej na Kresach w tym kotle sprzecznych i zmieniających się interesów w praktyce niewiele wiadomo. Wyjątkiem są niektóre ośrodki miejskie (Wilno, Lwów, Stanisławów) i Wołyń. Pewne różnice wynikały też z różnic między niemieckimi jednostkami administracyjnymi – nieco inna sytuacja była w Dystrykcie Galicja włączonym do Generalnego Gubernatorstwa, inna w Komisariatach Rzeszy Wschód i Ukraina, a jeszcze inna na terenach administrowanych przez Wehrmacht. Niektórzy autorzy podają liczbę 80 tys. Polaków, którzy zginęli z rąk Niemców na wschód od linii Ribbentrop-Mołotow.
W polskim micie Kresów okres ten jest zdominowany przez rzeź wołyńską oraz działania AK (głównie Okręgi Wilno i Nowogródek oraz 27 Wołyńska Dywizja Piechoty), zwieńczone udziałem w wyzwalaniu z rąk Niemców Wilna i Lwowa w ramach akcji Burza i następujących potem aresztowaniach i wywózkach akowców przez władze sowieckie.
Po wypchnięciu Niemców z Kresów II RP z całą jaskrawością odsłonił się fakt, iż ich dalszy los już od jakiegoś czasu jest uwikłany w grę sił w ramach antyhitlerowskiej koalicji .
***
Meldunek z Wołynia
O atmosferze na Kresach po wkroczeniu wojsk sowieckich i w warunkach ukraińskiej irredenty świadczą też zachowane dokumenty wojskowe. Oto jeden z meldunków – dowódcy Podlaskiej Brygady Kawalerii gen. bryg. Ludwika Kmicica-Skrzyńskiego do dowódcy SGO Polesie gen. Franciszka Kleeberga z 23 września 1939 r., z godz. 13:
1. O godz. 12.00 brygada osiągnęła Serechowicze, gdzie stanęła na postój ubezpieczony ze wszystkich stron. Najdalej wysunięte ubezpieczenia dozorują szosę Kowel–Brześć.
2. W czasie marszu brygada została ostrzelana przez dywersantów we wsi Niesuchojeże i Grabów.We wsi Grabów został zabity wachmistrz Bogdach (trafiony kulą w głowę i głowa rozpłatana siekierą) i 1 ułan ranny.Kazałem rozstrzelać kilkunastu dywersantów oraz spalić wieś Grabów.
3. W dniu 22 IX w czasie bombardowania stacji kolejowej Powórsk został zabity 1 ułan i 2 rannych.
4. O godz. 13.00 dnia 23 IX nad m. Serechowicze latał lotnik sowiecki.
5. Ze względu na szosę, po której może krążyć broń pancerna, bliskość wsi, gdzie się grupują dywersanci, oraz lotnika, który rozpoznał prawdopodobnie nasz postój, proszę Pana Generała o zezwolenie po zapadnięciu zmroku na przejście z BK do m. Siedliszcze (8 km na zach. od obecnego m.p.), tak by szosę przejść w ciągu nocy.
6. Postanowiłem na wysokości wsi Bucyń zniszczyć na szosie 1–2 wioski.
Oryginał, rękopis; CAW, Kolekcja WIH, sygn. IX.2.1.22, k. 25.