Pomocnik Historyczny

Gordyjski węzeł zabużańskiego mienia

Rekompensaty dla Repatryjantów z Kresów

Poradziwiłłowski dworek Kowalewszczyzna w woj. nowogrodzkim, lata 30. Jedynym żyjącym spadkobiercą wysiedlonych właścicieli jest Walenty Orciuch z Gdańska. Poradziwiłłowski dworek Kowalewszczyzna w woj. nowogrodzkim, lata 30. Jedynym żyjącym spadkobiercą wysiedlonych właścicieli jest Walenty Orciuch z Gdańska. KFP
Kresy są nie tylko obszarem sentymentalnych tęsknot. To również toczona od 70 lat twarda, czasami bezpardonowa walka o rekompensatę za pozostawione tam dobra.
Walenty Orciuch, prezes zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kresowian Wierzycieli Skarbu Państwa, z oryginalnymi planami rodzinnej Kowalewszczyzny, sporządzonymi na impregnowanym jedwabiu.KFP Walenty Orciuch, prezes zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kresowian Wierzycieli Skarbu Państwa, z oryginalnymi planami rodzinnej Kowalewszczyzny, sporządzonymi na impregnowanym jedwabiu.

W teorii i w praktyce. Zgodnie z tzw. umowami republikańskimi z września 1944 r. majątek pozostawiony na Kresach przez – oficjalnie zarejestrowanych! – przesiedleńców miał być oszacowany przez miejscowe dwustronne komisje polsko-sowieckie i następnie zrekompensowany na miejscu nowego osiedlenia. Jednak tylko ten majątek, do którego można było udowodnić prawa, przedstawiając np. zapis w księdze hipotecznej, akt sądowy, darowizny czy kwit podatkowy. Nie zawsze dysponowano takimi dokumentami, nieraz też wyjazd odbywał się w pośpiechu, pod przymusem i w rezultacie Polacy pozostawiali dobytek nieoszacowany, często nie mieli nawet kart ewakuacyjnych, potwierdzających, że są przesiedleńcami. Zdarzało się, że władze litewskie, białoruskie czy ukraińskie specjalnie nie wydawały Polakom zaświadczeń, chcąc zatrzeć ślady dawnej przynależności tych ziem i uniemożliwić ewentualne rewindykacje. Po dotarciu na miejsce osiedlenia w Polsce pozbawiony wymaganych zaświadczeń repatriant, mimo zaleceń władz podchodzenia do problemu elastycznie i unikania zbytniego formalizmu, miał problemy ze zrekompensowaniem pozostawionego majątku.

Kresowianie stali też na słabszej pozycji w rywalizacji o ziemię z miejscowymi, popieranymi przez lokalne elity. Kolejne okólniki władz nie były w stanie w istotny sposób poprawić sytuacji i jeszcze wiosną 1956 r. dziennikarz „Po Prostu” opisywał wlokącą się jedenaście lat sprawę gospodarstwa przyznanego pod Łodzią repatriantce spod Lwowa, którego nie chciał oddać miejscowy gospodarz.

Niezależnie od powierzchni pozostawionego na Kresach gospodarstwa, wielkość przyznawanego przesiedleńcom ustalono, zgodnie z założeniami reformy rolnej, na 7–15 ha.

Pomocnik Historyczny „Kresy Rzeczpospolitej” (100092) z dnia 16.03.2015; Utrata i pamięć; s. 148
Oryginalny tytuł tekstu: "Gordyjski węzeł zabużańskiego mienia"
Reklama