Wielkie stolice: Lwów. Lwów jest inny, choć oczywiście i tu poczesne miejsce zajmuje polska inteligencja wyrastająca z tradycji szlacheckiej, blisko powiązana z ziemiaństwem. Trudno się temu dziwić, skoro miasto pozostawało drugim, zaraz po Warszawie, centrum nauki i kultury polskiej. Miało trzy ważne szkoły wyższe (uniwersytet, politechnikę i Akademię Rolniczą w Dublanach), Ossolineum, konserwatorium muzyczne, kilkadziesiąt szkół średnich na wysokim poziomie, szereg wydawnictw o ogólnopolskim znaczeniu. Pulsowało w nim bogate życie muzyczne, literackie i plastyczne.
Było też jedynym większym miastem w Polsce, gdzie rzeczywiście realizował się ideał wielokulturowej Rzeczpospolitej (symbolem może być postać Ostapa Ortwina). Widać to w rozmaitych świadectwach ukazujących międzyetniczne i międzywyznaniowe przyjaźnie i współpracę uczonych, artystów, ludzi gospodarki i finansów czy zwykłych zjadaczy chleba. Ale też i w statystyce. W 1931 r. ponad 20 tys. mieszkańców Lwowa należących do Cerkwi greckokatolickiej oraz prawie 25 tys. wyznających religię mojżeszową zadeklarowało, że ich językiem najbliższym jest polski. Jeszcze jedną cechą, która czyniła Lwów wyjątkowym na mapie kultury i obyczaju polskiego, była żywa i świadomie kultywowana tradycja małego Wiednia.
Styl batiara. Życie kresowe Lwowa jest znacznie mniej inteligenckie i o wiele bardziej demokratyczne niż wileńskie. Przede wszystkim za sprawą mitu batiara-obrońcy Lwowa, którego grzeczny wizerunek, adaptowany na potrzeby polskiej kultury masowej, znajdujemy w postaciach Szczepcia i Tońcia, bohaterów radiowej „Wesołej Lwowskiej Fali”.