„Chciałbym być już duży i móc zostać żołnierzem!”
Pokolenie ukształtowane w II RP
Czas honoru. Historyk może mieć do telewizyjnego serialu „Czas honoru” wiele zastrzeżeń, jednak scenarzystom udało się trafnie pokazać generacyjny i społeczny skład formacji cichociemnych. W filmowej grupce skoczków, lecącej wiosną 1941 r. z Anglii do okupowanej Polski, był mocno już siwy zawodowy major WP, jego dwóch dwudziestoparoletnich synów (oficer WP i student medycyny), dobiegający trzydziestki syn warszawskiego fabrykanta oraz dwudziestoletni student, syn rzemieślnika z warszawskiej Pragi. Rzeczywiście, wśród 316 ptaszków, jak zwano spadochroniarzy-cichociemnych można było znaleźć absolwentów zarówno carskiego Korpusu Kadetów, jak i lwowskiej Szkoły Kadetów im. J. Piłsudskiego, żołnierzy Legionów Polskich i wysokiego rangą dowódcę Armii Czerwonej, arystokratów i chłopskich synów, urodzonych na Pomorzu i dalekich Kresach. W chwili zrzutu najstarszy był po pięćdziesiątce (rocznik 1888), najmłodszy nie miał jeszcze dwudziestu lat (rocznik 1925).
Wykształceni. Wydaje się, że właśnie przynależność generacyjna była w przypadku tej elitarnej grupy wyznacznikiem znacznie bardziej charakterystycznym niż np. pochodzenie. W niemałym stopniu decydowała też o tym rola, jaką mieli odegrać w okupowanym kraju – przecież nie mięsa armatniego, lecz mózgów i wyspecjalizowanych narzędzi podziemnej armii. O ile też mózgami byli przeważnie przedstawiciele starszego pokolenia, urodzeni najczęściej w latach 90. XIX w., mający za sobą udział w I wojnie, chyba we wszystkich walczących w niej armiach, a potem staż, czasami na eksponowanych stanowiskach, w Wojsku Polskim, to narzędziami mieli być młodsi, należący do innego już pokolenia.