Aklimatyzacja w kraju
Jak cichociemni funkcjonowali w konspiracji
Skok na spadochronie do Polski czasami nawet po kilkuletniej nieobecności był skokiem do zupełnie innego kraju. Ten, kto nie poznał okupacyjnej rzeczywistości i nie oswoił się z nią psychicznie, był narażony na poważne niebezpieczeństwo. Dlatego skoczkowie przed misją przechodzili tzw. kurs odprawowy. Trwał on od dwóch do sześciu tygodni i był teoretycznym przygotowaniem do tego, co miało ich spotkać w Polsce. Czas ten wykorzystywano też na przygotowywanie legendy, czyli zmyślonego życiorysu, logicznie powiązanego i dopasowanego do profilu osobowości. Kompletowano ubiór, który miał pasować stylem i materiałem do tego, co nosiło się w okupowanym kraju. Wykładowcami byli praktycy – kurierzy kursujący między Londynem a Polską. Pomocą były wydawnictwa konspiracyjne, prasa gadzinowa, niemieckie wydawnictwa i zarządzenia. Jednym z najważniejszych elementów kursu było wpajanie zasad bezpieczeństwa.
Po skoku następował praktyczny sprawdzian wyników szkolenia. Skoczek miał około miesiąca na adaptację – spędzał go, obserwując ruch uliczny z okna bądź spacerując po mieście z tzw. ciotkami (opiekunkami wyznaczonymi do sprawowania pieczy nad edukacją ptaszków w kraju). Uczył się reagować na kontrolę dokumentów czy sytuacje nadzwyczajne, jak łapanki.
Warto jednak zauważyć, że cichociemni zaprzysiężeni na rotę AK byli w zdecydowanie lepszej sytuacji niż tzw. kociaki, czyli kurierzy polityczni delegowani początkowo przez ministra Stanisława Kota. Delegatura Rządu na Kraj nie zdołała bowiem zorganizować tak prężnych struktur opiekujących się zrzutkami jak AK. Kurier Tadeusz Chciuk, „Celt”, wspominał, że bez pomocy rodziny nie byłby w stanie skutecznie funkcjonować w konspiracji.
Mimo opieki ciotek pierwsze kroki w kraju dla ludzi świadomych zagrożenia były bardzo emocjonujące.