Profesorowie Dzikiego Zachodu
Luminarze polskiej nauki osiadają we Wrocławiu
Wygnańcy ze Lwowa. Festung Breslau skapitulowała 6 maja 1945 r., a trzy dni później we Wrocławiu zjawił się prof. Stanisław Kulczyński na czele grupy naukowców. Dominujący w niej wygnańcy ze Lwowa marzyli o tym, by odtworzyć swój uniwersytet. Ale ze Schlesische-Friedrich-
Wilhelms-Universität (Śląskiego Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma) pozostały tylko zgliszcza. „Wspaniały budynek barokowy rozcięty został uderzeniem bomby na dwoje. Ocalałe skrzydła spoglądają na nas szeregiem ogromnych czarnych otworów, ze szczątkami futryn i ram okiennych. Ruinę pokrywa korona cierniowa zwichrzonych i częściowo zwęglonych belek olbrzymiego rusztowania dachowego. Dostęp do gmachu zamyka barykada z książek zamokłych, zaatakowanych pleśnią” – notował Kulczyński.
Bycie osadnikiem w mieście zrównanym z ziemią niemal tak samo jak Warszawa stanowiło nie lada wyzwanie. Jednak podjęło je grono wybitnych przedwojennych uczonych, udowadniając, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Był wśród nich lwowski botanik Stanisław Tołpa. Gdy dotarł pociągiem do Oleśnicy, dowiedział się, że w ciągu najbliższych dni nie będzie żadnych środków transportu jadących dalej. Zastanawiając się, co począć, ujrzał czerwonoarmistów pędzących na dworzec kolejowy wielbłąda. Żołnierze dali się przekonać, aby oddać zwierzę za pół litra bimbru. Tak przyszły twórca sławnego preparatu torfowego zyskał wierzchowca, na którym pognał w kierunku Wrocławia.
Własny uniwersytet. Jan Kulczyński zapamiętał, jak pewnego wieczoru 1945 r. jego ojciec wrócił poirytowany z narady kierownictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zaczynał się wiosenny semestr, a profesor nie potrafił odnaleźć się nie tylko na krakowskiej uczelni, ale i w nowej rzeczywistości.