Patron la belle époque. Postrzegany jako dobroduszny starszy pan, a zarazem pełen godności najdostojniejszy europejski monarcha Franciszek Józef I był już za życia, a tym bardziej po śmierci, patronem la belle époque w wydaniu środkowoeuropejskim. „Żal mi tych wszystkich, którzy nie przeżyli za młodu ostatnich lat ufności do wspólnoty europejskiej – wspominał pisarz i dramaturg Stefan Zweig. – Ten tylko, kto przeżył ową epokę wiary w świat, zrozumie, że wszystko, co nastąpiło później, było już tylko regresją i mrokiem”. Trzeba pamiętać, że w schyłkowych Austro-Węgrzech pod wieloma względami rzeczywiście żyło się lepiej niż po 1918 r. Epoka międzywojenna przyniosła niepodległość większości (choć przecież nie wszystkim) narodom monarchii, ale także inflację i kryzys ekonomiczny, polityczną niestabilność, przewroty i dyktaturę, a także brutalizację życia publicznego. I wojna znacząco zachwiała wiarą w postęp, rozum, humanitaryzm. Z perspektywy lat zatem Austro-Węgry zdawały się krajem stabilnym, bezpiecznym i o wiele bardziej liberalnym niż to, co przyszło po nich. Polscy parlamentarzyści, bici w Brześciu przez polskich oficerów za odmowę podporządkowania się Piłsudskiemu, wspominali z rozrzewnieniem pobyt w c.k. więzieniu. Jak to ujął pisarz Robert Musil: „W Cekanii geniuszy uważano za łobuzów, ale też nigdy, jak zdarzało się to gdzie indziej, nie uważano pierwszego lepszego łobuza za geniusza”.
Dał poddanym święty spokój. Pozytywny wizerunek Austro-Węgier na Zachodzie ukształtowali w znacznej mierze emigranci, tacy jak polski Żyd Ludwik Namierowski, który jako Lewis Namier został brytyjskim dyplomatą i czołowym historykiem okresu międzywojennego. Po dojściu do władzy Hitlera i zajęciu większości krajów byłej monarchii przez Armię Czerwoną w jego ślady poszło dziesiątki autorów, którzy zrobili kariery na zachodzie Europy i w Stanach.