Jutro czyli wczoraj. Przyszłość kraju to pochodna jego historii. Najbliższy wiek w przypadku Indii będzie odwzorowaniem dawnej walki antykolonialnej, czyli nową emancypacją. Tak jak sto lat temu lud Gandhiego wymusił na Anglikach pierwszy w ich historii brexit, tak teraz regionalne mocarstwo, jakim są Indie, zechce uwolnić się od pęt globalizacji, którą uważa za nową formę zależności kolonialnej. Indus powie z uśmiechem: cokolwiek dzieje się w świecie, w Indiach zdarzyło się wcześniej.
Jeden jest tylko kłopot z prognozowaniem opartym na ekstrapolacji przeszłości: w Indiach od zawsze lekceważono historię. Zmiany – jakkolwiek paradoksalnie to brzmi – szkodziły rozwojowi. Dbano o trwanie w miejscu. Nieruchomą mentalność Indusów ukształtowały warny (kasty) i joga będąca systemem filozoficznym, a także sposobem życia. Współczesność wymusza na bezruchu eksperymenty, które kłócą się z tradycją, ale nęcą perspektywą zajęcia przez Indie pozycji supermocarstwowej. To jedno jest w stanie wyrwać je z letargu i medytacji. Kiedy lądujemy w Mumbaju czy Nowym Delhi, wchłania nas tłum, który sprawia wrażenie, że całe Indie zamierzają dokądś wyjechać. To tylko pozory. Wrzący kocioł stoi na zimnej blasze.
Napęd rozwojowy. Rozwój Indii wymusza transformacja Chin. Inaczej by się nie ruszyły. W jakiej mierze zależą w rozwoju od samych siebie? Jeśli chodzi o surowce, połowę muszą sprowadzać. Nadzieja w tym, że któryś z gigantów azjatyckich (Chiny, Korea – bo Japonia już się uśpiła) wymyśli zminiaturyzowany kondensator o superpojemności, który będzie gromadził energię słoneczną w dowolnych ilościach. Wtedy ropa naftowa przestanie być surowcem kluczowym.