Dłużnik królowej. Starosta ostrołęcki Mikołaj Wiłga (późniejsze źródła przemianowały go na Wilga) niechętnie eskortował 24 wozy z kosztownościami królowej Bony do granic królestwa. „Wiłga gdziekolwiek przejechał dawał znać, gdzie jedno gród albo zamek był, jako wielkie skarby z korony wiezie, a on się rad da hamować, nie był nikt ktoby się ważył tego” – pisał królewski sekretarz Łukasz Górnicki. „Królowa potem za wozami rychło wyjechała” – dodawał. Jego chlebodawca Zygmunt II August niechętnie zgodził się na wyjazd matki, ale Bona postawiła na swoim. Jedyne jej ustępstwo polegało na przekazaniu dóbr ziemskich, które zgromadziła, w zarząd synowi. Wyjazd Włoszki w lutym 1556 r. przyjęto z powszechną ulgą. Fakt, że zabrała w podróż fortunę, niepokoił. Notabene, w dzień wyjazdu ogołociła warszawski zamek z obrazów, gobelinów i zastaw stołowych. Dorobek całego życia zabrała do swego księstwa Bari.
Bogatą wdową wkrótce zainteresował się król Hiszpanii Filip II Habsburg. Prowadzona przez niego mocarstwowa polityka kosztowała, władcy wciąż brakowało gotówki. Poprosił Bonę o pożyczkę, oferując jako zabezpieczenie prawo do opłat celnych ściąganych przez Habsburgów we Włoszech. Skuszona zyskiem wdowa pożyczyła mu 430 tys. dukatów. Zważywszy, że jedna moneta zawierała ok. 3,5 g czystego złota, chodziło o 1,5 t tego kruszcu. Dziś wartego ok. 230 mln zł.
Otruta dla pieniędzy. Nieprzemyślana inwestycja przyniosła fatalne konsekwencje. Mimo 63 lat królowa cieszyła się znakomitym zdrowiem, aż nagle na początku listopada 1557 r. zaniemogła. Odpowiadali za to jej lekarz Gio Antonio di Matera i kuchmistrz Paweł Matrillo. Obaj, niezależnie od siebie, zaaplikowali wdowie truciznę. Mord zlecił pracujący dla Habsburga dworzanin Bony Gian Lorenzo Pappacoda.