Radziwiłłówna kontra Trędowata. Jeśli spojrzeć na dorobek ostatniego stulecia, Jagiellonowie rzadko stawali się bohaterami popkultury. Choć dziś popularne są fabularyzowane produkcje kostiumowe – ok. 2 mln widzów przyciągał każdy sezon brytyjskiej „Dynastii Tudorów”, a ok. 500 tys. śledziło odcinki irlandzko-kanadyjsko-węgierskiej „Rodziny Borgiów” – Jagiełło i jego potomkowie nie wracają do polskich kin i seriali od lat 80. XX w.
Wcześniej Jagiellonów ukazywano na małym i dużym ekranie głównie na dwa sposoby: jako pogromców krzyżaków albo nieszczęśliwie zakochanych. Pierwszą z panteonu postaci związanych z dynastią uhonorowano na taśmach filmowych Barbarę Radziwiłłównę. Druga żona Zygmunta II Augusta stała się bohaterką kultową dzięki ekranizacji Józefa Lejtesa z 1936 r. Jego „Barbara Radziwiłłówna” to pełna melodramatyzmu historia miłości czy raczej mezaliansu. Monarcha (w tej roli Witold Zacharewicz) nie może oprzeć się Barbarze (Jadwiga Smosarska), którą spotyka podczas polowania. Zakochuje się od pierwszej chwili i marzy o ożenku, z czym nie chcą się pogodzić ani jego matka, ani możnowładcy. Lejtes miał na polu ekranizacji historycznych spore osiągnięcia. Nakręcił m.in. „Huragan” (1928 r.) o powstaniu styczniowym, planował „Kościuszkę pod Racławicami”.
Tym razem nie dochował wierności faktom; ujął się w sporze za Zygmuntem II, idealizował Barbarę, oczerniał Bonę. Opowiedział tę historię tak, jak Alojzy Feliński w dramacie „Barbara Radziwiłłówna” z 1811 r., wystawianym w teatrach jeszcze wiek później. Na ekranie król triumfuje, przekonując szlachtę do swych racji podczas obrad sejmu piotrkowskiego w 1548 r., podczas gdy w rzeczywistości obrady zostały przerwane.