„Dom śmierci jest dla życia”
Jak starożytni Egipcjanie przygotowywali się do śmierci?
Artykuł w wersji audio
Tekst ukazał się w nowym Pomocniku Historycznym „Faraonowie”, dostępnym od 25 kwietnia w kioskach i w internetowym sklepie POLITYKI.
Wieczność w zaświatach. Słowa księcia Hordżedefa, który żył w czasach IV dynastii, niezwykle trafnie oddają jeden z filarów cywilizacji starożytnego Egiptu. Była nim niezłomna wiara w nieśmiertelność życia ludzkiego i wędrówkę zmarłego w zaświaty: „Wyposaż swój dom na nekropoli należycie, uczyń swe miejsce na Zachodzie szacownym, (...) pamiętaj, dom śmierci jest dla życia!”. To właśnie ta wiara spowodowała, że ciała zmarłych mumifikowano, a grobowce, które miały stać się wieczystymi domami, wznoszono z materiałów trwalszych niż domostwa, a nawet pałace królewskie! Cóż, życie na ziemi to krótka chwila, życie w zaświatach to wieczność.
Z tej przyczyny najważniejszym celem, który stawiał przed sobą każdy Egipcjanin, było właściwe przygotowanie się do wieczności. Musiał ufundować godny siebie grobowiec, wyposażyć go w niezbędny sprzęt, zobowiązać spadkobierców, by wyprawili odpowiedni pogrzeb, a także zorganizowali kult pośmiertny. Reguła ta dotyczyła wszystkich, zarówno najuboższych, jak i faraonów.
Starożytni Egipcjanie obsesyjnie myśleli o śmierci, przygotowywali się do niej długo, gdyż to ona była jedyną bramą do wieczności. Wierzyli, że w chwili zgonu następował rozpad jedności, jaką był człowiek, i odłączenie się od ciała (chet) elementów duchowych (dusz ba, ka, imienia zmarłego ren i jego cienia szut). By mogły one się znów połączyć w zaświatach, należało zadbać o ciało, które na powrót miało się stać ich domem. Dlatego też jednym z warunków życia pośmiertnego było zachowanie ciała zmarłego w jak najlepszej kondycji, czyli zmumifikowanie go.
Mumifikacja. Mumifikacja to nic innego, jak usunięcie z ciała wody, a niekiedy także mózgu i organów wewnętrznych, by zabezpieczyć je przed rozkładem. Przystępowano do niej jeszcze tego samego dnia, gdy nastąpiła śmierć. Pośpiech dyktował gorący klimat Egiptu, a co się z tym wiąże szybko postępujący rozkład ciała. Zmarły był przewożony do pracowni balsamierskiej, która znajdowała się poza miastem. Pozostawał tam do chwili ukończenia mumifikacji oraz przygotowań związanych z pogrzebem. W Starym Państwie nazywano je Czystym Miejscem lub Miejscem Balsamowania (uabet en ut), a od Nowego Państwa Komnatą Bogów (zeh neczer). Oprócz rodziny zmarłemu towarzyszył orszak zawodowych żałobników oraz kapłani i urzędnicy, którzy nadzorowali przebieg całej ceremonii. Były wśród nich dwie płaczki (dżeret), Strażnik Pieczęci Boga (chetemu-neczer), kapłani lektorzy, którzy odczytywali z papirusów odpowiednie rytuały (cheriu-hebet), oraz balsamiści (utiu), którzy mumifikowali ciała.
Znaleziska archeologiczne z najwcześniejszych epok jasno pokazują, iż najstarsze mumie powstały w sposób naturalny, gdy ciała zmarłych składane w grobie osuszały się poprzez kontakt z gorącym piaskiem pustynnym. To właśnie z obserwacji tego naturalnego fenomenu narodziła się sztuka balsamierska starożytnych Egipcjan.
Do naszych czasów nie zachowały się żadne egipskie źródła pisane, które objaśniałyby, jak należy przeprowadzić mumifikację, jedynie u Herodota możemy odnaleźć opis trzech różnych technik, których stosowanie było uzależnione od zamożności klienta. Są natomiast liczne mumie, także królewskie, które odsłaniają sekrety balsamistów. Z całą pewnością możemy stwierdzić, że nie istniała jedna, uniwersalna metoda mumifikacji, lecz wiele sposobów, które zmieniały się z czasem.
Mumie królewskie zachowane do naszych czasów, co do których identyfikacji nie ma wątpliwości, pochodzą dopiero z początków Nowego Państwa, niemniej wiadomo, że mumifikacji poddawano władców od początków istnienia cywilizacji egipskiej, gdyż znaleziono ich urny kanopskie (specjalne pojemniki do przechowywania narządów wewnętrznych).
W czasach Nowego Państwa sztuka mumifikacji osiągnęła apogeum, czego dowodem są właśnie doskonale zachowane mumie królewskie. Stosowany wówczas sposób odpowiada w szczegółach opisowi u Herodota pierwszej (najdroższej) metody, która miała trwać aż 70 dni.
Zmarłemu usuwano mózg oraz narządy wewnętrzne, a ciało obmywano substancjami impregnującymi, np. żywicami i olejkami, oraz osuszano natronem, tj. mieszanką wodorotlenków. Na końcowym etapie wypełniano otwory twarzowe (usta, nos, niekiedy uszy i gałki oczne) lnianymi gałgankami i przystępowano do owijania bandażami każdej części ciała osobno. Co jakiś czas ciało polewano gorącą żywicą, która miała utwardzić i zlepić bandaże oraz nie dopuścić, by do ciała przedostała się wilgoć. Między poszczególne warstwy bandaży wkładano biżuterię i amulety, które miały ochronić zmumifikowane ciało przed zniszczeniem. Najważniejszym amuletem był skarabeusz sercowy (uformowany z kamienia lub innego materiału na kształt żuka), na którego spodzie był wyryty tekst z „Księgi Umarłych”. Zawarta w nim prośba była skierowana do serca, by nie świadczyło przeciwko zmarłemu, gdy ten będzie sądzony w zaświatach, w Sali Dwóch Prawd, przez Ozyrysa i kolegium 42 bóstw. Zgodnie ze wskazówką zawartą w tym tekście skarabeusz sercowy powinien być wykonany z kamienia nemehef, prawdopodobnie zielonego jaspisu. Jak sugeruje nazwa, wkładano go pomiędzy bandaże w okolicy serca, doczepiano do naszyjnika, który nakładano na szyję zmarłego lub wplatano w szatę z paciorków, w którą ozdabiano jego ciało. Dodatkowe ochronne zaklęcia magiczne pisano na bandażach, których łączna długość niejednokrotnie przekraczała kilkaset metrów. Na zakończenie owijano ciało w całości bandażami, zawijano je w lniany całun i zawiązywano dodatkowo pasami, które miały utrzymywać tę misterną konstrukcję.
Usunięte wnętrzności balsamowano i wkładano do odrębnych pojemników, tzw. urn kanopskich. Każda z urn powierzona była opiece innego bóstwa, jednego z czterech synów Horusa. I tak Imseti opiekował się wątrobą, Hapi płucami, Duamutef – żołądkiem, a Kebehsenuf – jelitami. Wykorzystanie urn kanopskich zostało zarzucone za czasów XXI dynastii, a zmumifikowane narządy na powrót wkładano do jamy brzusznej, ale w towarzystwie ochronnych figurek czterech synów Horusa.
Narodziny w zaświatach. Po zakończeniu mumifikacji ciało wkładano do kilku drewnianych trumien, złożonych jedna w drugą na podobieństwo rosyjskich matrioszek. Trumny umieszczone na specjalnych płozach były ciągnięte przez woły. Formowano procesję pogrzebową, która wyruszała na nekropolę. Zmarłemu towarzyszyła najbliższa rodzina, najważniejsi urzędnicy państwowi, kapłani, muzycy, tancerki i obowiązkowo płaczki. Rozpoczynał się ostatni, najważniejszy etap pogrzebu, który miał niezwykle rozbudowany ceremoniał. Procesja udawała się nad brzeg Nilu, by stamtąd na łodziach udać się na Zachodni Brzeg, który zgodnie z wierzeniami egipskimi był światem zmarłych. Podczas wędrówki do grobowca, już na terenie nekropoli, odprawiano szereg rytuałów i symbolicznych pielgrzymek do ściśle określonych miejsc na nekropoli, noszących nazwy ważnych centrów religijnych: Pe i Dep (Buto), Sau (Sais), Abdżu (Abydos) oraz Iunu (Heliopolis). Niestety, egiptologom nie udało się ustalić, gdzie te miejsca mogły się znajdować, ani też odnaleźć ich na jakiejkolwiek nekropoli.
Nie wiadomo, co naprawdę symbolizowały owe pielgrzymki i jakie miały znaczenie dla zmarłego. Wiadomo jedynie, że w miejscach tych procesję przyjmowali tancerze muu, którzy prawdopodobnie symbolizowali demony zamieszkujące nekropolę. Później następowały kolejne etapy: procesja z tajemniczym przedmiotem zwanym tekenu, palenie kadzidła oraz pochód z zielonymi łodygami papirusu – symbolami wiecznego życia.
Ostatni etap ceremonii pogrzebowej celebrowano przy grobowcu. Najważniejszą czynnością było oczywiście umieszczenie w komorze grobowej ciała, a wraz z nimi zastawy grobowej. Zanim jednak się to stało, odprawiano ważne rytuały pogrzebowe. Podczas pierwszego z nich, Rytuału Przemienienia, zmarłego przenoszono na nowy poziom istnienia, stawał się ach (sachu) i otrzymywał nadludzkie cechy. Mógł działać, kontaktować się ze światem żywych i wpływać na losy ludzi. Odzwierciedlają to „Listy do zmarłych”, w których żywi prosili zmarłych krewnych o rozwiązanie problemów przekraczających ich możliwości. Ach mógł więc pomagać, ale mógł też im szkodzić, o czym z kolei wspominają inskrypcje grobowe. Przestrzegają złodziei przed rabunkiem i profanacją grobu, grożąc, że tego, kto złamie tabu, spotka śmierć ze strony ach. Po przemienieniu w ach następował Rytuał Otwarcia Ust (upet ra), w trakcie którego kapłan dotykał oczu, uszu, nozdrzy oraz ust zmarłego, magicznie otwierając je, by ten mógł widzieć, słyszeć, oddychać i jeść.
Odprawiwszy obydwa rytuały, ciało i dary znoszono do komory grobowej. W komorze także składano naczynia kanopskie oraz niewielkie posążki służących uszebti, które miały wykonywać zamiast zmarłego wszelakie prace, by on mógł się cieszyć błogim spokojem. Najlepszy obraz tego, co składano do grobowców królewskich, daje nam wyposażenie grobowca faraona Tutanchamona. Czego tam nie było: szaty, biżuteria, kosmetyki, gry, oręż, rydwany, meble, przepiękne naczynia kamienne i ze szlachetnych kruszców, instrumenty muzyczne oraz mnóstwo zapasów: pieczone mięsiwa, wyborne wina, suszone owoce itd. Możemy tylko sobie wyobrazić, jak bogate musiały być dary potężnych faraonów, jak Chufu (Cheops) i Ramzes II, skoro w grobowcu tak pośledniego władcy odnaleziono skarby.
Stypa pogrzebowa. Po zamknięciu i magicznym zapieczętowaniu wejścia do grobowca odprawiano Rytuał Ofiarny, który był pierwszym posiłkiem, jaki spożywał odrodzony zmarły. Towarzyszyli mu w tym uczestnicy pogrzebu. Dziś nazwalibyśmy ów rytuał stypą. Odbywała się ona na terenie okręgu grobowego, zapewne na dziedzińcu przed grobowcem. Spożywano wszelkie przysmaki, suto popijając piwo i wino. Dania serwowano na przepięknych naczyniach, najczęściej czerwonego koloru, które ustawiano na drewnianych skrzyniach. Po zakończeniu uczty wszystkie naczynia tłuczono, ale nie wyrzucano ich byle gdzie, lecz skorupy starannie zbierano i wkładano do specjalnie przygotowanego niewielkiego szybu. Zarówno kolor naczyń, czerwień, jak i fakt, że wszystkie są potłuczone, przywodzi na myśl Rytuał Rozbijania Czerwonych Naczyń (szed deszerut), który miał kilka znaczeń. Po pierwsze, tłuczone były naczynia używane w ceremonii pogrzebowej, czyli należące do sfery sacrum. Ich ponowne użycie w sferze profanum, na przykład w domostwie, byłoby niedopuszczalne. Rozbijając naczynia, Egipcjanie zapobiegali ich ewentualnemu sprofanowaniu. Bardzo istotny wydaje się także kolor naczyń – czerwień – kojarzony przede wszystkim z Sethem. Uosabiał wszystkie negatywne cechy tego boga i przywoływał na myśl pustynię. Rozbicie czerwonych naczyń było więc symbolicznym unieszkodliwieniem wrogów zmarłego.
Ceremonia pogrzebowa dobiegła końca. Zmarły przemieniony w ach spoczął w komorze, wyposażony w odpowiednią zastawę, nakarmiony podczas Rytuału Ofiarnego. Jego wrogowie zostali unicestwieni podczas Rytuału Rozbijania Czerwonych Naczyń, a najbliżsi krewni, utuleni w żalu i nakarmieni do syta podczas stypy, powracali do codzienności.
Tekst ukazał się w nowym Pomocniku Historycznym „Faraonowie”, dostępnym od 25 kwietnia w kioskach i w internetowym sklepie POLITYKI.