Wydana także w Polsce książka „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to zbiór rozmów z kobietami, które walczyły w Armii Czerwonej podczas II wojny światowej. Jaka była ich liczba?
Swiatłana Aleksijewicz: – W Armii Czerwonej było w sumie około miliona kobiet. Nigdy w historii nie walczyła tak olbrzymia liczba kobiet. W pierwszych miesiącach wojny Niemcy wzięli do niewoli pięć milionów czerwonoarmistów, ich wojska znalazły się pod Moskwą, po kilku miesiącach otoczony został Leningrad. To była katastrofa. Pojawiła się groźba zupełnej zagłady narodu. Kobiety idąc do wojska uważały, że to jest ich ofiara na ołtarzu ojczyzny. W przemówieniu radiowym Stalina z 3 lipca 1941 r. pada hasło „przestawienia pracy na wojenny ład”, a rozpoczyna się ono od zwrotu „bracia i siostry”. To zmiana podejścia do narodu, która wywołała masowy odzew. Kobiety usłyszały, że wzywa się je do walki. Ludzie o tym rozmawiali w rodzinach, z przyjaciółmi, na spotkaniach propagandowych w zakładach pracy.
Zresztą, świadomość tego, co się dzieje na froncie, była kształtowana niepodzielnie przez oficjalne czynniki. Nikt nie wiedział, że wielka czystka zniszczyła tuż przed wojną korpus oficerski, że armia była szkolona nie do obrony, ale do ataku. To ujawnili historycy dopiero w okresie głasnosti, czyli 40 lat później. Żadna z osób, z którymi rozmawiałam, nie wiedziała, że jeszcze dwie godziny przed atakiem hitlerowskich Niemiec wagony pełne zboża i bydła szły do państwa, które nas napadło. Dopiero niedawno w prasie widziałam zdjęcie ze wspólnej parady sowiecko-niemieckiej w Brześciu, która miała miejsce po podziale Polski w 1939 r. To nie są fakty znane obecnie całemu społeczeństwu, więc proszę sobie wyobrazić, jak niewiele osób wiedziało o tym w 1941 r.