Współczesność niemieckiej historii
Jak Niemcy radzą sobie ze swoją przeszłością? Oczami niemieckiego historyka
Rozliczenia Tomasza Manna. Pod koniec maja 1945 r., kilka tygodni po upadku Rzeszy Niemieckiej, Tomasz Mann próbował w przemówieniu wygłoszonym w Waszyngtonie, w Bibliotece Kongresu, ująć w historyczne ramy to, co właśnie przeżyto. Głębszych przyczyn niemieckiej katastrofy doszukiwał się w średniowieczu, z którego – dzięki reformacji konserwatywnego rewolucjonisty Marcina Lutra – tak wiele przetrwało jeszcze i w XX-wiecznych Niemczech. „Diabeł jest tam, gdzie pycha intelektu parzy się z umysłową starodawnością i zniewoleniem. A diabeł, diabeł Lutra, diabeł Fausta, chce mi się jawić jako bardzo niemiecka figura przymierza z nim, zapisania duszy diabłu, aby kosztem jej zbawienia zdobyć na pewien czas wszelkie skarby i potęgę świata, jako coś osobliwie bliskiego niemieckiej istocie”. Wynikiem tego był „uparty indywidualizm na zewnątrz, w stosunku do świata, do Europy, do cywilizacji”, który „wewnątrz łączył się z zadziwiającą miarą zniewolenia, niedojrzałości, tępej uległości”.
Od czasów Hitlera świat wydawał się Mannowi wspólnym dziełem Boga i Diabła, w którym Zło może pochodzić także od Dobra. Pierwotny uniwersalizm i kosmopolityzm Niemców pisarz uważał za wysoce pozytywną skłonność, która w wyniku dialektycznego odwrócenia zmieniała się w Zło. „Niemcy dali się uwieść, że mogą się oprzeć na swoim rodzimym kosmopolityzmie roszczeń do hegemonii w Europie, a nawet do panowania nad światem, przez co stał się on całkowitą odwrotnością, najbardziej zadufanym i groźnym nacjonalizmem i imperializmem”.
Także co do „być może najbardziej znanej właściwości Niemców”, ich „wewnętrzności”, Mann uważał, że przyniosła im ona więcej nieszczęścia niż szczęścia. Doceniał „wielki historyczny czyn niemieckiej wewnętrzności” – reformację Lutra – jako akt wyzwolenia, który jednak doprowadził do religijnego podziału Zachodu i fatalnej wojny 30-letniej.