Klimatyczny przypływ zainteresowania. Czasopismo naukowe „Nature”, ukazujące się w Londynie od 1869 r., należy do ścisłej światowej czołówki. Dziś jest to właściwie cała rodzina tygodników, miesięczników i elektronicznych serwisów publikujących doniesienia z różnych dziedzin nauki. Zgadnijcie, w ilu takich artykułach pojawiło się słowo Arctic w 2021 r.? Okazuje się, że aż w 611. Dla porównania, w 2010 r. o Arktyce pisano w 68 publikacjach, a w 2000 r. – w 26. Podobnie w przypadku Antarktyki – od 21 artykułów w 2000 r., przez 69 w 2010 r., do 385 w 2021 r. Na dodatek powyższe liczby odnoszą się do oryginalnych prac naukowych. Po poszerzeniu zakresu wyszukiwania o komentarze, polemiki, wywiady, recenzje, omówienia i temu podobne formy wyskakuje 2–3 razy więcej pozycji. To samo zjawisko widać u największego rywala „Nature”, w amerykańskim czasopiśmie „Science”, a także w największych bazach publikacji naukowych, takich jak Scopus, Web of Science czy SpringerLink.
Naukowcy poświęcają coraz więcej uwagi obszarom polarnym. Powodów jest wiele, ale najważniejszy jeden: zmiany klimatyczne. Mniej więcej dwie trzecie badań prowadzonych za północnym i południowym kołem polarnym dotyczy wprost lub pośrednio klimatu. Geolodzy rekonstruują zdarzenia z odległej przeszłości, nawiercając lądolody i dna polarnych mórz. Glacjolodzy uważnie przyglądają się lodowym czapom (także korzystając z satelitów), a geomorfolodzy – rejteradzie wiecznej zmarzliny. Biolodzy badają współczesną faunę i florę polarną, paleontolodzy – jej historię (śniąc od czasu do czasu o przywróceniu do życia mamutów, z pomocą genetyków oczywiście). Meteorolodzy obserwują zagadkowe zmiany w cyrkulacji powietrza i zachmurzenia wokół biegunów, oceanografowie – zmiany w zasoleniu i przemieszczaniu się mas wody morskiej, a geochemicy – wędrówki zanieczyszczeń docierających z prądami powietrznymi oraz morskimi i niepokojące konsekwencje ich obecności, z dziurą ozonową na czele.