Bruegel z Dubna
Niezwykłe obrazy wsi Tymoteusza Muśki, zwanego Nikiforem Północy
Zatopiony w wiejskim świecie. Postaci w obrazach Tymoteusza Muśki (1917–85), okrzykniętego Nikiforem Północy, wydają się w ciągłym ruchu. Na wsi bowiem jest zawsze coś do roboty: koszenie siana, prace w sadzie, wożenie zbiorów do młyna, łowienie ryb, obserwowanie ptaków.
Muśko był zatopiony w chłopskim świecie. Pięćdziesiąt lat przemieszkał we wsi Dubno, niedaleko Bielska Podlaskiego, nim chwycił za pędzel. Jego malarstwo zapełniają pracowite postaci, niczym w obrazach Pietera Bruegela, i budują podobny nastrój. Oczywiście obaj artyści malują inaczej, Bruegel był głuchy na rodzący się renesans i Włochy, kochał szczegół i symbolikę, zaś Muśko, malarz samouk, intuicyjnie operował kolorem i czasem na jego rzecz zatracał w obrazach kontur, szczegół oraz rysunek. Ale nastrój ich malarstwa bywa podobny, gdyż wnikliwie obserwowali człowieka. To, co Muśkę odróżnia od XVI-wiecznego flamandzkiego mistrza, to wschodni sposób patrzenia wyniesiony z cerkwi. U podlaskiego twórcy ważniejsze postaci są na obrazie większe, pośledniejsze mniejsze. Jakby wszystkie wyszły z ikon.
Kalectwo i drugie życie. Tymoteusz Muśko urodził się w guberni penzeńskiej. Był dzieckiem bieżeńców, czyli ludzi ewakuowanych z ziem polskich w czasie pierwszej wojny światowej po przerwaniu rosyjskich linii frontu przez wojska niemieckie. W 1920 r. wraz z matką powrócił do Polski, do wspomnianej podlaskiej wsi Dubno. W czasie drugiej wojny światowej został ranny, w połowie sparaliżowany, najprawdopodobniej od wybuchu granatu. Miał problemy z mówieniem i chodzeniem, sprawną miał jedynie lewą rękę. Kalectwo na ówczesnej wsi to wyrok, zesłanie na margines egzystencji, bo „ani z takiego kawaler, ani rolny pomocnik, nic, tylko gęba do wykarmienia” – jak mawiał sam Muśko.