Emigrację do Tajlandii, tuż po pierwszej fali pandemii w Europie, trudno rozpatrywać w przypadku tej pary w kategoriach odwagi. Bardziej od tego, jak potoczy się ich życie na nowym lądzie, obawiali się stagnacji, rutyny, przewidywalności. Oboje nie lubią żyć „pod presją materialnych przymusów”.
Zaczynanie wszystkiego od nowa napędza do działania. Ma smak prawdziwej wolności, bezcennej, gdy chce się tworzyć. – Upajam się tym – przyznaje Basia i przywołuje chwile sprzed roku, kiedy skuterem przemieszczała się po wyspie. Szum palm, wiatr we włosach, a w głowie myśl: „w żadnym wypasionym aucie, w drodze do willi w Konstancinie, nie czułabym się tak szczęśliwa”. Zastrzega jednak, że to jej wizja raju, a ktoś inny w tych samych okolicznościach mógłby doświadczyć przerażenia. Kubę np. rozczarowała pierwsza próba życia poza Polską, podjęta kilkanaście lat temu w Argentynie.
Ludzie okazali się nieprzystępni, bardzo dokuczała samotność. Może więc trzeba było do tej zmiany ich dwojga, mocno ze sobą związanych, choć „wolnych jak nigdy wcześniej”.
Po skrzydła do Bangkoku
Uwielbiają to miasto co najmniej od dekady. Za kopalnię inspiracji bez dna, za nowoczesność, ekspresję kolorów. Stąd łatwiej rozpędzić się w świat. Basia zajmuje się modą, fotografią, a także projektowaniem wnętrz; Kuba jest operatorem filmowym i reżyserem. W Bangkoku toczy się mnóstwo międzynarodowych produkcji. Dlatego właśnie tutaj chcieli stworzyć swoją bazę w Azji i rzucić się w wir pracy. Na przeszkodzie stanęły pandemiczne ograniczenia, które wprowadzono tuż po ich przyjeździe. Nie było sensu tkwić w zamkniętym i spanikowanym mieście.
Wyjechali na wyspę Koh Phangan, gdzie kiedyś – jeszcze osobno – spędzali wakacje.