Media piszą: 53-letnia blondynka nie przyznaje się do winy. Ryzykownie opisywać Monikę jako blondynkę lub brunetkę. Wciąż zmienia kolory włosów. Teraz zmienia swoje życie. Albo inaczej – to życie ją zmienia.
Ona i Słowik urośli do rangi symbolu. Mówiono, że to największa miłość w światku polskiej mafii. Taka aż po grób. Kiedy Słowika prowadzono w sądzie skutego, ona stała przed drzwiami sali rozpraw i szeptała do niego czułe słowa. On się łagodnie uśmiechał. Teraz kiedy ona w roli oskarżonej pojawia się w warszawskim sądzie, Andrzeja Z., czyli Słowika, nie widać.
Spędziła w areszcie ponad dwa i pół roku, niedawno wyszła za kaucją. Ktoś wpłacił za jej wolność 120 tys. zł. Może Wadim, jej były partner, dla którego rzuciła męża? – Nie, to nie Wadim – mówi Monika. – Ujawnię, kto mi pomógł, w książce.
Słowik przed laty wydał własne wspomnienia („Skarżyłem się grobowi”), teraz ona, tajemnicza królowa mafii, jak o niej mówią, chce opisać swoje życie. Po co? – Bo mam dosyć kłamstw na mój temat – mówi krótko.
Dobry dom i ognisty temperament
Córka tancerki baletowej i inżyniera. Grzeczna dziewczynka z warszawskiej Saskiej Kępy, z tzw. dobrego domu. Babcia (matka ojca) miała zmysł do interesów. Przed wojną posiadała sklep jubilerski w Łodzi. Po wojnie prowadziła kawiarnię Sułtan na Saskiej Kępie, kultowy lokal w tej eleganckiej dzielnicy. – Do Sułtana zaglądała cała warszawka, głównie artyści – wspomina Monika. – Niektórzy bywali też u nas w domu. Rodzice prowadzili coś na kształt salonu. Grano w brydża i dyskutowano. Przyjacielem mamy były piosenkarz Mieczysław Wojnicki, ten od „Jabłuszka pełnego snów”.
W Kabarecie Starszych Panów Kalina Jędrusik śpiewała „W kawiarence Sułtan” z tekstem Jeremiego Przybory.