Co prześnione, co skradzione
Prof. Raciborski o tym, jak się zmieniało polskie społeczeństwo
Ewa Wilk: – Historię polityczną naszego kraju zwykło się odmierzać symbolicznymi polskimi miesiącami. Czy w tym samym rytmie zmieniało się społeczeństwo? Czy te 60 lat to było kilka Polsk?
Jacek Raciborski: – Październik 1956 r. to ważna, dobra data w dziejach Polski, rozpoczynająca okres historycznej koniunktury. W planie geopolitycznym zaczęła się ona nawet wcześniej – w 1945 r. Dopiero teraz to wiemy, jesteśmy w stanie docenić, jak wielką wartością dla społeczeństwa jest 70 lat pokoju. Oczywiście po 1945 r. Polacy nie mieli wrażenia, że wyszli z wojny zwycięsko. Zainstalowano im represyjny ustrój, zmieniono granice i przemieszczono ze wschodu na zachód miliony ludzi. Odbywała się rewolucja społeczna, też narzucona, niechciana przez większość, choć jej skutki po latach okażą się nie takie najgorsze, a zmiany terytorialne ewidentnie korzystne.
W październiku 1956 r. załamał się w Polsce stalinizm, totalitarny reżim jeszcze niedokończony, ale z ambicją całościowego urządzenia społeczeństwa i państwa. Totalitaryzm to reżim mobilizacji. Represje dotykały wszystkich, którzy mu się przeciwstawiali, nie tylko zbrojnie. Ale reszty społeczeństwa bynajmniej nie pozostawiono w spokoju. Reżimy totalitarne – inaczej niż autorytaryzmy – nie zadowalają się apatią mas, wymagają uczestnictwa, poparcia. Ten komunistyczny obok projektu radykalnej przebudowy struktury społecznej zupełnie na poważnie zgłosił projekt wychowania nowego człowieka.
Z tej inżynierii chyba nic nie wyszło?
To się okaże dopiero po latach. Ustroje rzadko zmieniają się z dnia na dzień, lepiej mówić w kategoriach procesów.