Głośna dziś w Europie książeczka Nikosa Doimou z 1975 r. „O nieszczęściu bycia Grekiem” pełna jest myśli nieuczesanych w stylu Stanisława J. Leca. „Tworzymy po sobie mity. A potem jesteśmy nieszczęśliwi, że w porównaniu z nimi jesteśmy nic niewarci”. Jeden z tych mitów: Grecy jako naród wybrany. Ale też legenda o greckim sprycie. Pytania z kategorii: kim jesteśmy? Bezpośrednimi potomkami Achajów czy motłochem z wieży Babel? Być może – zastanawiał się Doimou – Greków więcej dzieli od Europy, niż z nią łączy. Przez całe stulecia byli odcięci od europejskich prądów intelektualnych – scholastyki, renesansu, reformacji, oświecenia, rewolucji przemysłowej.
Joannis Zelepos, historyk z uniwersytetu wiedeńskiego, przestrzega jednak przed efektownymi stereotypami. Np. korupcja i klientelizm nie są wyłącznie cechą śródziemnomorską. Przyczyn greckiej mentalności gospodarczej i kultury politycznej radzi szukać głębiej. Na początku XIX w. greckojęzyczna ludność prawosławna była niezwykle zróżnicowana – geograficznie, społecznie i kulturowo. Obok klasycznej Hellady, gdzie w 1830 r. powstało państwo greckie, zamieszkiwała południowe wybrzeża Morza Czarnego, Morza Marmara oraz wschodnie wybrzeże Morza Egejskiego wokół bogatej Smyrny. Kupiecka arystokracja, ta elita greckiego mieszczaństwa, była ściśle związana z państwem otomańskim i zapatrzona przede wszystkim w stołeczny Istambuł. Poza tym od Wenecji, poprzez Triest, Wiedeń, Bukareszt, Odessę, aż po Petersburg była liczna i prężna grecka diaspora, obyta z nowoczesną administracją, a równocześnie dająca ważne impulsy nowemu greckiemu poczuciu narodowemu.